Raz mi się zdarzyło królika resocjalizować bez poznania przyczyny agresji.
Otóż musiałam wybyć na leczenie na ponad 2 miesiące. Moja Miśka miała wtedy 4 miesiące. Została z dziadkiem, była królikiem bezklatkowym w moim pokoju. Dziadek do niej przychodził, przesiadywał z krzyżówkami, radyjkiem i książkami, karmił. Na pewno nie zrobił jej żadnej krzywdy (ma większe doświadczenie ze zwierzętami, niż ja), a mimo to, gdy wróciłam, zastałam królika "wściekniętego". Tak gryzące, rzucającej się i atakującej przy próbach złapania istoty, to nigdy nie widziałam. Dopiero przy mocnym przytuleniu na rękach mój królik "wracał". Trwało to dobre pół roku, gdy tylko przestępowałyśmy próg dziadka domu (zaraz po powrocie się przeprowadziłam z Miśką oczywiście).
Powiecie - dojrzewanie - ale ona nie została wysterylizowana, a ja na nowo oswoiłam. Ja się skłaniam przy teorii, że tęskniła i dziadka dom skojarzyła z porzuceniem. No, ale nie ważne.
Ja wtedy miałam miniaturę tylko 4 miesiące, miałam wynająć pokój, a tu mój pieszczoch zrobił się mordercą - na noc siedziała uwiązana na szelkach, nim przywiozłam klatkę, bo atakowała, jak spałam. Pracowałam z królikiem, tak jak pracuje się z psem (jak później pracowałam z Grafcią, która panikowała na dotyk człowieka, jak pracowałam z kotką po przejściach, jak teraz pracuję z psami w schronisku). Ogólne metody podałam - po pierwsze konsekwencja - nie ma, że królik mnie atakuje i ja nic nie robię -> atakuje, to daję mu sygnał, że tego nie akceptuję. Nie nagradzam złego zachowania (nie podaję smakołyków, jak atakuje, nie głaszczę, jak gryzie - za to przyciskam do parteru, a czasem nawet potrząsam). Ale szanuję strach, potrzebę ukrycia się, niechęć do kontaktu - zapewniam kryjówki, nie narzucam się (jak nie mam potrzeby, czy gdy nie pracujemy akurat), stosuję ułatwienia - szelki pomagają bezpieczniej złapać panikującego królika, zagroda oddziela od osób, które mogą nie potrafić zareagować na atak czy go uniknąć.
Taka praca ze zwierzęciem nie wyklucza diagnozy, dochodzenia do przyczyn czy wizyt u weta. Nie wykluczone, że działa kilka czynników - np. Piratka zaburzyła swoim dojrzewaniem harmonię już wytworzoną w stadzie, Burzy coś doskwiera, a dodatkowo coś w otoczeniu mogło się zmienić (warto pamiętać, że dzieci też "zmieniają" zapach w ciągu życia, zmieniają tonację głosu i zachowania).
Teorii jakoby królik pokazywał swój prawdziwy charakter dopiero około roku, nie znam i nie zauważyłam takiej prawidłowości - charakter króliczątek widać było już na początku ich życia, zmieniło się zachowanie w okresie dojrzewania, ale zabiegi przywróciły stan pierwotny (Jasiek gryzł w akcie zemsty od początku i zawsze próbował rozwiązań siłowych - więc ja się nie łudziłam, że mu po kastracji przejdzie - tylko konsekwentnym doprowadzaniem go do porządku osiągamy stan, że dziadek może bezpiecznie chodzić po pokoju i dwuletnie dziecko mogło go bezkarnie głaskać).
Edycja:
Moje króliki reagują agresją na zapach innego królika i ja - za radą juty - stosuje mydło usuwające zapach, nim do nich podejdę (inaczej będzie krwawa jatka). Mama Piccolki, Jaśka i Bizu doprowadziła Miśkę do takiego stresu, że ta na każdy szelest reagowała atakiem na pełnych obrotach - jak w horrorze - dlatego Pusia z nami nie została