Witam, wybaczcie, ale nie przeczytałam każdej strony tego tematu, mam ogromny problem ze swoim króliczkiem i czas mnie nagli. Mianowicie w zeszłym tygodniu wyczułam u niego sporą kulkę, guzek w okolicy żuchwy, po lewej stronie. Nie widziałam tego wcześniej, gdyż mam lewka i jak wiadomo są one bardzo puchate:)Nie zauważyłam też żadnych zmian w zachowaniu. Króliś kica radośnie, ma apetyt, pije, załatwia się normalnie - ogółem wszystko jest w porządku. Jednak guzek mnie zaniepokoił i poszłam do weterynarza, który kilka razy leczył już mojego uszaka. Obejrzała zęby (zgryz w porządku), zwarzyła go, osłuchała, zmierzyła temperaturę i dokładnie "obmacała" tę kulkę. Zdecydowanie stwierdziła, że jest to ropień, ku mojej rozpaczy i stwierdziła, że niezbędny jest zabieg. Mam przyjść z króliczkiem w poniedziałek. I teraz moje pytanie: (może naiwne) czy rzeczywiście ten zabieg jest niezbędny? Rtg nie został wykonany, a kicek naprawdę dobrze się zachowuje...Zdaje sobie sprawę z tego, że guzek nie zniknie sam, ale jak myślę o tym, że królik będzie pod narkozą, a potem nie będzie już taki radosny, to bardzo się o niego boję. Chciałabym dla niego jak najlepiej i nie chcę pchać go pod skalpel, ale nie chcę też aby cierpiał z powodu powiększania się guzka, choć na razie nie zauważam większych zmian. Bardzo proszę o radę, bo przeżywam niesamowity konflikt wewnętrzny... Króliczek ma 4 lata, a rzekomy ropień jest umiejscowiony w kości? Korzeniu? W każdym razie z tego, co do mnie dotarło nie jest "tkankowy".