Ale przez 6 dni, to Astrid się oswajała z otoczeniem. To normalne, że poczuwszy się pewniej, zaczęła się stawiać i doszło do agresji przy konfrontacji.
Możesz wybrać model zaprzyjaźniania, ale jak pójdziesz na całość, a one okażą się dominantami, to może się skończyć szyciem.
Ja tam wolę na spokojnie, powoli i pod kontrolą. Najpierw bym im zamieniała klatki i tylko na wspólne głaski brała oba na kolana - jak są zbyt aktywne na leżenie spokojnie, to możesz prosić kogoś o pomoc - muszą się na kolanach (ew. w jakimś miejscu, gdzie będziesz mieć dobry do nich dostęp) znaleźć w miarę w jednym czasie, żeby nie było, że się ktoś poczuł pewniej. Takie wspólne leżenie ma im się dobrze kojarzyć, stąd głaskanie. Jakby próbowały się chwytać zębami, to trzeba szybko blokować, a zapędy agresywne (zadarty ogon, położone uszy, warczenie) studzić wodą ze spryskiwacza.
Do spotkania nie pod Twoją ręką może dojść, jak już będą w stanie położyć się obok siebie przez kraty. Jak szarżują, to niestety nie ma co narażać ich na obrażenia.
I tak, gryzące się króliki są jak w amoku. Potrafią się wczepić w człowieka nawet i szarpać bez opamiętania. Dlatego nie można dopuszczać do walk i zawsze trzeba mieć pod ręką spryskiwacz i jakiś koc/ ręcznik żeby zarzucić na atakującego króla (no i zapas wody utlenionej oraz melisę - dla siebie i uszu
poważnie).
Nie chodzi o to, że masz nie zaprzyjaźniać. Ale zaprzyjaźnianie to także oswajanie króli ze sobą. Nowo-przybyły zwierzak najpierw jest onieśmielony, jakby słabszy przez to, że nowy. Nawet jak się z początku nie gryzły, to jak już poczują się oboje jak u siebie, to wszystko może się zmienić (podobnie rzecz się ma do łączenia po zabiegach czy leczeniu - warto odczekać, aż oba zwierzaki będą w pełni sił). Dopiero jak oba będą domownikami, mają szansę na ustalenie stałej hierarchii - co niestety przy podobnych charakterkach bywa procesem długim i dla opiekuna stresującym. Ale spokojnie, dacie radę. To dopiero parę dni.