Mój mąż też oburzał się na wspomnienie kastracji.
Stanowczo oświadczył że on: "do tego nie przyłoży palca i grosza na to nie da!" ale gdy Solan zaczął sikać na ściany to Marek zmiękł i zawiózł nas, tylko że operację musiałam sama sfinansować .
Weterynarz który zajmuje się psami rzeczywiście mógł powiedzieć że nie wolno nic dawać do jedzenia bo tak się postępuje u psów, tym zwierzętom mała głodówka raz na jakiś czas dobrze robi.
Z królikami postępuje się inaczej.
Przede wszystkim lepiej jeżeli weterynarz znajdzie czas na operację rano np.8-9, Wówczas przed nocą królik zdąży trochę dojść do siebie i lepiej zniesie noc a Ty idąc spać będziesz spokojniejsza widząc że on lepiej się czuje.
Najpóźniej w dniu kastracji, weterynarz powinien poinformować Cię o ryzyku operacji, nie ważne że u samca prawie na wierzchu, jest to i tak operacja pod narkozą.
Powinien dać Ci do podpisania dokument świadczący że nie zataił tej wiedzy przed Tobą.
Przez około 6-8 godzin zostaw królikowi do jedzenia tylko siano i oczywiście wodę do picia w nieoganiczonej ilości jak zawsze.
Zrezygnuj na ten czas z zielonki, marchewki jabłek itp.
Koniecznie postaraj się o termofor lub nawet dwa. Gdy królik bedzie po operacji jego organizm będzie bardzo potrzebował ciepła. Do transportera zamiast ręcznika papierowego daj jakiś czysty stary ręcznik frotte. Możesz go przeprasować żelazkiem aby wyjałowić.
My Solana zawieźliśmy na 8 rano i odebraliśmy (właściwe Marek odebrał) koło 11 przed południem.
Wcześniej zadzwoniłam czy wszystko w porządku i weterynarz powiedziała mi że dobrze aby odebrać królika nie wybudzonego w pełni bo w obcym miejscu, gdzie słychać psy i koty narażony jest na stres który mu nie słóży. Z psami i kotami można czekać trochę dłóżej bo nie są aż takie wrażliwe na stres jak króliki.
Po odebraniu Solana z kliniki Marek przywiózł mi go do pracy. Siedział skulny w transporterze a jak próbował chodzić to się zataczał. (oczywiście Solan
a nie Marek)
Zamiast do poidła nalałam mu wode do małej miseczki i nie czekając aż sam podejdzie, co jakiś czas podstawiałam mu ją pod nos żeby się napił (pierwszy raz zaraz po przywiezieniu).
Wzięłam też do pracy ze sobą kuwetę ze żwirkiem i siankiem którą postawiłam w pobliżu transportera. Co jakiś czas wypuszczałam go z transportera i wtedy wskakiwał na chwilke do kuwety.
Granulat nasypałam mu do drugiej miseczki i postawiłam obok transportera, troszkę też nasypałam do transportera luzem. Jadł mało, ale jadł. Dużo pił ale przeważnie tylko wtedy gdy sama mu podstawiłam miseczkę z wodą pod pyszczek.
Następnego dnia już broił. Pierwsze kilka dni dużo go głaskaliśmy żeby nie było mu smutno.
Marek dlatego że szkoda mu było kastrata, ja dlatego że wiedziałam że po operacji nie czuje się dobrze.
Między kastracją a zdejmowaniem szwów weterynarz nie kazała mi przyjeżdżać na wizyty kontroli tylko samemu codziennie sprawdzać mu podbrzusze czy wszystko ok.
Oczywiście nie obyło sie bez fałszywego alarmu ale o tym możesz poczytać zaraz na początku wątku " Solan został wykastrowany".
Szwy zdejmowane miał równo tydzień po kastracji, trwało to minutę-dwie i gotowe.
Za zdejmowanie szwów nic nie dopłacaliśmy. Za kastrację zapłaciłam chyba 80 zł.