Ja zauważyłam zabawną rzecz. Mój Tuptuś bardzo ceni wolność.
Ogólnie on lubi swoją klatkę i spędza w niej długie godziny - najczęściej śpiąc na miękkim posłaniu. Przez cały czas klatka jest otwarta, a on siedzi w środku.
Jednak kiedy przymknę mu drzwiczki, to on od razu się denerwuje i zaczyna gryźć pręciki.
Ta prosta obserwacja bardzo mnie zaciekawiła i pomyślałam o sobie. Ogólnie mogłabym cały dzień spędzić w domu i często po powrocie z miasta nigdzie się z domu nie ruszam. Jednak gdyby ktoś mi zakazał wychodzenia z domu, to zaczęłabym się buntować i manifestować swoje niezadowolenie.
Myślę, że uszaki czują to samo. Lubią decydować o sobie. Mój Tuptuś od jakiś 2 tygodni jest na wolności przez 24 h. Nic mi nie niszczy, jest grzeczny i przemieszcza się tylko na terenie blisko swojej klatki. Jeszcze gdy był malutki, to uczylismy go, ze nie może wchodzić w niektóre miejsca, np. pod stół, bo stamtąd była już bliska droga do komputera i kabli. Nauka polegała na tym, że gdy się tam zbliżał, to klaskaliśmy w ręce albo... coś czego bardzo się bał - wzięliśmy grubą folię i nią potrząsaliśmy, przez co wydawała z siebie bardzo groźny dźwięk.
W ten sposób Tuptuś nie biega nam po całym mieszkaniu. Żadne kraty i zagrody nie są potrzebne jezeli królik będzie odpowiednio nauczony tego gdzie mu wolno wchodzić a gdzie nie wolno.
Dodam, że Tuptuś na nasze zaufanie musiał sobie zapracować. W dzień był wypuszczony z klatki tylko gdy bylismy obecni w domu, na noc był zamykany. Jednak w pewnym momencie zaczął manifestować swoje niezadowolenie i gryźć pręty o 4 rano. Wypuściliśmy go dla świętego spokoju. Kiedy zobaczyliśmy, że nic nam nie gryzie i nie wskakuje na łóżko, to przestalismy go zamykać. Teraz nawet jak jesteśmy pół dnia poza domem, to on grzecznie na nas czeka.
Oczywiście zawsze jest ryzyko, że coś mu strzeli do główki i nabroi - jednak jeszcze się to nie zdarzyło. Ma klika kartonów, które sobie gryzie, więc nie rusza nic więcej - nie gryzie ani naszych kapci, ani mebli, ani ubrań.