Maju, zgadzam się z Tobą, że odpowiedź Emilii nie jest na poziomie dyskusji, szczególnie, że podaje jakieś dane statystyczne, a nie własny pogląd (który czasem trudno uzasadnić).
Co do Twojego pytania o zasadność sterylizacji, to u królików sprawa wygląda praktycznie dokładnie tak samo jak u psów i kotów (no i pewnie kobiet). Narządy rodne są narażone na wiele chorób, szczególnie w późniejszym wieku i żadne USG temu nie zapobiegnie, a jedynie odwlecze w czasie konieczną sterylizację. Jedyną profilaktyką jest właśnie sterylizacja. A ryzyko z nią związane jest i tak mniejsze niż powikłania przy ropomaciczu czy guzach.
Poza tym przy zabiegach sterylizacji chodzi jeszcze o jeden aspekt - zwierzę odczuwa popęd, którego nie może zrealizować, a to jest moim zdaniem pewna forma znęcania się. A ponieważ nie chcemy powiększać ilości króliczków na świecie, to się ten popęd minimalizuje. Zwierzakowi nie wytłumaczysz, że nie może zostać mamą, że ma nie reagować na dany zapach czy dotyk. Nie wbije sobie do główki, że to nie jest najlepszy czas na potomstwo - pojawi się bodziec i samiczka jest gotowa do rozmnażania.
Polskie doświadczenie z kastracjami i sterylizacjami królików są jeszcze bardzo małe, ale w USA, podobnie jak w przypadku psów czy kotów, powszechnie stosuje się wczesne (nie jak u nas po pierwszej rujce) zabiegi. W ten sposób minimalizuje się popęd, zachowania niepożądane, ryzyko niechcianego potomstwa oraz szerzenia się bezdomności.
A co do stanowiska SPK - jeszcze niedawno nie było ono takie jasne. Ale wydaje mi się, że doświadczenie zrobiło swoje - kolejne bezdomne króliki chorowały lub okazywało się na profilaktycznych USG, że mają zmiany w obrębie narządów rodnych. W domu mamy zwykle max kilka zwierzątek w ciągu życia, a przez SPK przewijają się ich już setki, to zmienia sposób patrzenia na sterylkę.