Moje dwa pierwsze króliki nie były sterylizowane/kastrowane. Pierwszy nie był sterylizowany przez moją niewiedzę o królikach. Drugiego nie chciałam "skrzywdzić" kastracją, chociaż sikał wszędzie gdzie szło i bardzo lubił kończyny górne i dolne, które potrafił atakować raz po razie, az się nie zmęczył. Niestety odszedł młodo, ale pewnie rozważałabym kastracje teraz.
Moje obecne króliki są kastratami. Bardzo się bałam kastracji. Pomijając ryzyko takiej operacji i możliwość zgonu, czy innych powikłań bo z tym ZAWSZE trzeba się liczyć, bałam się że odbiore im to coś co mają w sobie, tą zadziorność, spryt, radość etc.. Kiedy się zdecydowałam (po obszernej literaturze i masie pytań i odpowiedzi) szukałam odpowiedniego weterynarza. Moi miejscowi to niestety, ale są głownie od bydła i psów i kotów i jakoś w ogole do nich nie mam zaufania. Dzięki słodkim uszom (dziękuję raz jeszcze
) dowiedziałam się o dr Magdzie, która przyjmuje w Poznaniu, która jest naprawdę rewelacyjnym wetem. Zaufaliśmy, przejechaliśmy te ponad 50km w jedną strone i się udało. Nie załuje decyzji. Każdy z nich różnie zniósł narkoze i operacje. Pysio nie miał najmniejszych problemów z "workami", ale strasznie się rzucał jak sie wybudził, bo nie umiał zrozumieć dlaczego pół ciałka ma bezwładne, Flipek rozkoszował się sennym nastrojem i jedynie lekko jeden "worek" spuchnał, ale po kilku dniach mineło. Owszem oboje mieli focha na mnie przez pewien czas, Pysio również był trochę osowiały przez kilka tygodni, ale później wszystko wrócilo do normy. Widzę po nich, że są szczęśliwi, sikanie się nie do końca skończyło ale nie o to chodzi.. Teraz przynajmniej oboje mogą siedzieć i nie przychodzi im ochota na gwałty non stop. Zaprzyjaźnili się i żyją sobie razem spokojnie.
Dla mnie plusem kastracji jest własnie opanowanie hormonow.. ze ochota na sex faktycznie im przechodzi. Nie straciły swojego uroku ani charakterku po zabiegu co mnie bardzo cieszy.
A co do wyboru weta, to dla mnie wybór był prosty - nawet jeśli miałabym jechać 150km w jedna strone na kastrację to bym pojechała.
Jeszcze jedno chciałam dodac, o czym chyba wszyscy zapominają czasami, że wet to też człowiek i nie ważne jak dobrym lekarzem będzie to ma prawo się pomylić. Nie często, ale zdarzają się pomyłki (inna kwestia jest przyznanie sie do nich przez wetow), dlatego zawsze będzie ryzyko.
Kazdy krolik jest inny, inaczej reaguje na podane środki... Nigdy nic do konca nie bedzie wiadome, dlatego jest to ryzyko.