Hehe mojemu bratu, gdy zajmowałem się w wakacje chorym kotem zwymiotował na pościel. Kicia była śliczna, posłuszna, kochana, raz w czasie burzy tak sie bała i była cała mokra, zabraliśmy ją z dworu, a ona z tego szoku bite 12h spała. Biedaczka miała dopiero ok 5 miesięcy, skrajnie wychudzona, zerwane ścięgno achillesa, wet powiedział, że gdybym jej nie przyjął to miałaby max 3 dni życia. Jak trochę jej się poprawiło to słuch o niej zaginął, chyba poszła własną ścieżką. Jednak mimo to że sobie poszła, nie żałuję że całe pieniądze z moich urodzin wydałem na jej leczenie. Ale jak napisałem to był kochany kot, uwielbiał być przytuany, jak bała sie u weta to głowę przytuliła mi pod szyję i tak się przytulała, lubiła leżeć obok mnie, pokochała Zosię, z początku baliśmy się że może jej coś zrobić i zamykaliśmy pokój gdzie urzędowała Zośka, ale tylko ktoś otworzył drzwi,a kicia usłyszała to nie było szans, żeby nawet zamknąć, spała na króliczej klatce i siedziała razem z uszakiem na parapecie i nagle zniknęła
Nawet moja mama, która za kotami nie przepada, gdy zapytałem ją czy przygarniemy innego kota nie zgodziła się bo powiedziała, że jej nikt nie zastąpi, to nie był już kot tylko członek rodziny.
Mam nadzieję, że moderatorzy wybaczą ten wywód z mojej strony, ale jak tylko słyszę o kotku to zaraz mi się ona przypomina.