Powiem Wam, że Zuzia dzisiaj dala rade
przyszłam do niej ze śniadankiem, wiec wychylila z klatki łebek i od razu porwala do siebie. ja się jeszcze położyłam. po jakiejś godzinie wstałam i chciałam moim grzmotom w kuchni dać siana. wchodzę do pokoju po sianko i cos mi się ruszyło obok klatki żółwia
: i to "coś" było białe i z czarnym makijażem na oczach
Zuzia się zorientowała, ze jest na celowniku moich oczu
i probowala nawiać
wolnośći się pannie zachciało bo zagroda już się jej znudziła, a w pokoju sa " fajne zakamarki" i niestety mezowe kable
dorwałam malucha, wyprzytulalam, oczywiście zuzia nie była zadowolona i mnie w reke uszczypala... ech probowalam glaskac ale nie chciała.
przy okazji jak już ja zlapalam to na koniec doobcinalam jej pazurki, bo mąż jak obcinal to najpierw do polowy dlugosci. ja teraz obcielam tak, ze mam pewność ze nic sobie nie polamie.
wiecie co było najciekawsze w tej całej historii?? ze maluch nie sforsował zagrody.... ona ja zwyczajnie PRZESKOCZYŁA
dobrze, że kupiłam zagrodę z siatką na góre
od tej pory, żeby nie dostawac palpitacji serca ze mi się maluch na spacer urwie
mała ma siatke od zagrody zamontowana
a z innych ważnych tematów, to w przyszłym tygodniu jade do dr. Barana na przegląd moich dzikuskow, bo nie podobają mi się u nich jakies drobiazgi [łacie cos na uchu wyszlo;] wiec przy okazji wezme Kleopatre na przegląd i szczepienie