Przykryłam klateczkę dywanikiem, mają ciemno i przytulnie, nikt im nie przeszkadza, bo staram się nie przebywać za długo w pokoju, przecież Czarnecka nie zdążyła mi jeszcze w stu procentach zaufać.
Co do maluszków - wszystkie są czarne, niektóre mają jaśniejsze plamki. Glizdeczki moje, już je kocham wszystkie... <Katarzyna poczuła babciny zew>. To ostatnie maleństwo jest najmniejsze, ale po odstawieniu do rodzeństwa "nabrało kolorków". Wszystkie się ruszały jak tylko tam zaglądnęłam.
Najważniejsze te kilka pierwszych dni, później będzie wesoło obserwować taką gromadkę.
Mimo młodego wieku, rano, kiedy poszłam do Czarneckiej, miałam stan przedzawałowy. Patrzę - coś się rusza na dnie klatki... Glizda? Robak? Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to jest królik, tylko, że taki maciupki...
Teraz na spokojnie usiadłam przy komputerze i poczytałam o króliczych zwyczajach z odchowem młodych związanych. Będzie dobrze, musi być. Przyznam, że byłam na skraju załamania nerwowego dzisiaj. Ale już jest lepiej, przepraszam za moje narzekania.
mysza - dziękuję! Kobitki, jesteście wspaniałe!
ko_da1 - dziękuję Ci za rady, to naprawdę dla mnie teraz cenne. Mam Twoje namiary, być może w razie wątpliwości będę Cię nawiedzać pytaniami. Dzieciaki naprawdę jak myszy pod miotłą, bo na początku zauważyłam tylko jednego, leżącego na dywaniku. Dopiero kiedy usiadłam przed klatką i nasłuchiwałam... z pod dywaniku jakieś szuranie... zaglądam i oto moim oczom ukazuje się 7 małych dupek. Jutro wybiorę się na zakupy i kupię dla niej tą pokrzywę, bo suszki się skończyły.
Będę Wam tutaj na bieżąco streszczać co się u nas dzieje, napisałabym więcej, bo mnie naszło, ale mi komputer wyrywają.
Zaciskajcie nadal kciuki, proszę