Niestety Mela odeszła za tęczowy most
Poniżej wiadomość od absolu.
DO ZOBACZENIA MELUŚ, KOCHANA...
Mela odeszła wczoraj o 20.00...
W Sylwestra po 24.00 było już wyraźnie lepiej,jadła, boczyła, była żywa, po swojemu robiła przemeblowanie w klatce. Wczoraj o 6.00, jak dawałam jej kolejną dawkę leków, tez było dobrze, po południu była ruchliwa, cały dzień upłynął w porządku. Wieczorem rozłożyła się na łóżku i przytuliła do mnie. I zaczęła czuć się gorzej i słabnąć z minuty na minutę...Od razu dostała leki i tlen, ale reakcji obronnej organizmu nie było. Nieludzkim wysiłkiem wstała, podeszła 2 kroki i popatrzyła, poruszała nochalem do przodu i...już wiedziałam, że MELA WŁAŚNIE SIĘ ŻEGNA. Reanimowaliśmy ją, ale bezskutecznie. Serduszko przestało bić. Mela odeszła. Dziś udajemy się w ostatnią wspólną drogę.
Mela była wyjątkowym królikiem. Królikiem, którego jeden człowiek wyrzucił, drugi człowiek zaniedbał, nie wiadomo co było wcześniej, bo poznaliśmy ją w wieku 4,5 roku, kiedy przyniesiono ją niechodzącą i ledwo oddychającą, do eutanazji. Mela była inteligentna i rozumiała otaczający ją świat. Miała siłę i chęć woli życia tylko potrzebna jej była pomoc i w dość krótkim czasie wstała na nogi. Dużo w życiu przeszła, miała chore serce, wątrobę, ropnie i guzy. Na początku była bardzo wycofana ale z czasem poznałyśmy się, dogadałyśmy się i pokochałyśmy. Rzadko się zdarza tak mądry i myślący królik. Mela miała swoje humory i rozpoznawała ludzki nastrój. Potrafiła zasnąć na kolanach patrząc się w oczy...A miała piękne rubinowe oczęta. Aż dziwne, że jej poprzedni opiekun twierdził, że jest dzika. Uwielbiała pieszczoty i przytulanie.Była grzeczna, nigdy nic nie zniszczyła, była czyściutka. Bardzo pokojowa do innych królików...ze swoim kolegą Sucharkiem polubiły się od razu...Jak to nie kochać białej damy z rubinowymi oczami...
Mela, najukochańszy indywidualisto mój...