ah wczorajszy dzien byla masakryczny!
zabralam owce na usg mimo upalu - spoznil nam sie pociag potem autobus i generalnie nie bylo za przyjemnie
spoznilismy sie na umowione badanie ale cale szczescie sie odbylo
okazalo sie ze jest kamien w pecherzu (4mm) i wg weta przeprowadzajacego badanie na tyle maly ze nie powinien powodowac az takich objawow jakie miala owca (niejedzienie, wyginanie sie jakby z bolu, pokladanie sie zmniejszona aktywnosc - wszystko jakby w ramach jakichs 'atakow' - raz sie pojawialo po czym znow wszystko wracalo do normy a poza tym jakby niewielkie posikiwanie choc zawsze sika do kuwety albo gdzies z premedytacja np na kanape w duzej ilosci i troche zmieniona barwa moczu-z dosc ciemnej na jasniejsza czy nawet seledynowa)
niestety wetowi nie spodobal sie brzuch konkretnie jelita- ze zgrubiale czy co takiego i ze to z nimi cos moze byc zwiazane- potrzebne by bylo badanie kalu na kokcydioze (?)
mialam wiec zaczekac normalnie w kolejce na przyjecie do internisty zeby dostac wytyczne co do kamienia i ewentualnie badanie tych jelit + badanie kalu
jednak kolejka byla dluga i przyjal mnie drugi wet (nie pomyslalam zeby zaczekac na tamtego bo dlugo czekalismy itd) ktory z kolei po badaniu stwierdzil ze owce bola nerki i ze to jednak jakas dolegliwosc ze strony ukladu moczowego nie zlecono badania kalu
ja sie jednak troche martwie bo owca miala robione badanie krwi i nic wskazujacego na nerki nie wyszlo- jedynie ze jest jaki maly stan zapalny w organizmie
na usg nerki tez ok
z badan moczu stan zapalny chyba nie wyszedl jedynie te krysztaly i zlogi
no i nie wiem co o tym wszystkim myslec bo wychodzi na to ze wiadomo konkretnie co owczakowi jest
zastanawiam sie tez czy na wszelki wypadek nie zrobic owcy tego badania bo jak teraz patrze to bobki ma faktycznie troszke dziwne (czarne i mniejsze)
dostalismy serie lekow na ten kamien - wszystko w tabletkach + wskazowki co do karmienia i pojenia
i tu pojawia sie kolejny problem: owca u weta jest na tyle przerazona ze daje sobie zrobic prawie wszystko - z wysilkiem ale jednak jest to wykonalne
w domu natomiast jest jeszcze bardziej porywcza i podanie leku ze strzykawki to mordega
wczesniej pod okiem tego pierwszego weta przestala jej dawac tolfedyne bo nie bylam w stanie jej jej zaaplikowac probowalam 'strzelac' do pyszczka z daleka ale skutkuje to tylko tym ze boi sie strzykawki - wczoraj jak chcialam jej dac nospe testowo to na jej widok schowala siie do transportera i ostentacyjnie darla lignine z przychodzi chyba chciala mi dac do zrozumienia co o tych lekach mysli
)
wczoraj zdecydowalam sie dac jej spokoj bo duzo sie nameczyla u weta i bylo juz bardzo pozno (wlalam jej ta nospe do miski z woda i troche wypila)
dzis juz jednak musialam probowac dac jej na sile i jest masakra
nie mam wprawy w lapaniu jej a co dopiero utrzymaniu na tyle zeby podac lek a musze to robic co najmniej 2 razy dziennie
probowalam dac ja na stol jak u weta ale zeskakuje od razu (jest niewiele wyzszy od kanapy)
jak biora ja na rece to po 2-3 sekundach wije sie tak ze boje sie ze zrobie jej krzywde nie mowiac o drapaniu i tym ze ostatecznie i tak mi sie wyrywa i ucieka ;/
dzis po pol godzinie co nieco udalo sie podac ale blians jest nieciekawy- ja podrapana do krwi a ona przerazona i obrazona (dopiero po jakies godzinie zaczela jesc)
probowalam usadzic ja tak na siedzaco jak przy obcinaniu pazurow ale wtedy sie rwie straszliwie
probowalam tez zawinac ja w recznik ale zanim ja dobrze zawine to sie wyrywa
lek rozpuszczam jej w herbacie owocowej ale ona i tak jakos czuje i ucieka juz widzac strzykawke
na plecki nie da sie przewrocic
nie wiem juz co z tym robic bo leki musimy podawac caly tydzien (chyba ze bedzie sie cos dzialo) myslalam juz nawet czy by nie chodzic do weta tu na miejscu na samo podawanie lekow ale nie wiem czy oni dadza sobie z nia rade no i 2 razy dziennie biegac to troche kiepsko
jesli macie jakies pomysly jak mozna podac lek to pliz poradzcie bo jestem zalamana normalnie