08.09.2016 w ciągu całego dnia zwierzaki miały 2 spotkania w kojcu. Pierwsze spotkanie było dość nerwowe. Tami tupała i furkała na Marcela, Jerry została ustawiana przez Marcela. Był ogólny mętlik i latanie
. Jerry jako jedyna bardzo mocno przeżyła to zapoznanie w tak małej przestrzeni, że musieliśmy przerwać bo uszak by nam padł ze stresu.
Po kilku godzinach podjęliśmy decyzje o kolejnym spotkaniu. Było już o wiele spokojniej, obyło się bez agresywnych zachowań. Po tej akcji Tami trafiła do klatki i całą noc przesiedziała w zamknięciu, a moje pozostałe pary uszu latały sobie po pokoju.
09.09.2016 w dość późnych godzinach popołudniowych wypuściłam Tami z klatki w pokoju, w którym przebywał Marce & Jerry i obserwowałam. Wypuszczenie Tami przerosło moje najśmielsze oczekiwania
, gdyż moja dwójka bez większych problemów zaakceptowała nowego domownika
. Relacja między Marcelem a Jerry w ogóle nie uległa zmianie. Ich przyjaźń/ miłość do siebie pozostała mimo wprowadzenia Tami.
Wieczorem kolejna dygresja co robić
i w ostateczności stwierdziłam, że pozostawiamy całą trójkę luzem.
10.09.2016 rano spotkał mnie bardzo piękny obrazek trzech królasków proszących o jedzonko
. Cały dzień minął spokojnie.
11.09.2016 wieczorem szybka decyzja o tym, że będą miały do dyspozycji tylko jedną klatkę
i tak już żyją sobie razem.
Podsumowując
moje zaprzyjaźnianie, pomiędzy trójką uszatych dusz, trwało krócej niż tydzień. Czytając wszystkie komentarze jakiej spotkałam w tym poście i innych tematach, byłam bardzo negatywnie ustosunkowana do całego procesu. Miałam coraz większe wątpliwości, czy jednak dobrze zrobiłam biorąc kolejnego króla.
I wiecie co wam powiem, była to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Aktualnie mam trzy sierotki, którym mogłam dać dach nad głową, bo ktoś z jakiś powodów oddał je do Uszakowa. Każdy z nich miał swoją historię, bardziej bądź mniej brutalną. Nie ważne, ważne że podjęłam się walki o ich wspólne życie. Poświęciłam swój wolny czas, każdą chwilę jaką miałam. Czytałam masę informacji, obserwowałam zachowania swoich uszu, dowiadywałam się jak najwięcej, aby nie zrobić krzywdy zwierzaczkom.
Jak ktoś ma chęć to da radę dokonać niemożliwego. Dowiedziałam się, że pod swoich dachem mam dwa najbardziej złośliwe Uszaki (Jerry & Tami) jakie były w Sopockim Uszakowie. Obie sprawiały bardzo wiele problemu.
Po zabraniu ich odczułam zupełnie coś innego.
Wiem, że Jerry bardzo wiele przeszła. Widziałam to po jej zachowaniu. Musiała być krzywdzona, bita, itp. Przez pierwszy okres w jej oczach był strach, lęk przed dotykiem. Była ponoć bardzo terytorialna względem swojej klatki. Na dzień dzisiejszy sama przychodzi pod rękę, zaczepia.
Tami była mocno agresywna względem wszystkiego. Nie czuła się bezpiecznie. U mnie już 3 dnia sama wyszła z klatki bez przymusu. Jest zainteresowana kontaktem z człowiekiem. Wszystkie zachowania jakie usłyszałam z opowiadań, pod moim dachem były prawie niezauważalne. Bardzo mnie to cieszy.
Uważam, że podstawą w zaprzyjaźnianiu króliczków jest cierpliwość, obserwacja zachowań, poświęcenie sporo wolnego czasu i nie robienie niczego na siłę. Na wszystko przyjdzie czas, trzeba tylko czekać i wierzyć.
Moje doświadczenie to:
1. zaprzyjaźnianie Jerry z Marcelem
2. zaprzyjaźnianie Tami z Jerry&Marcelem.
Życzę wszystkim udanych związków między króliczkami