Zauważyłam ostatnio jedną prawidłowość. Im dłużej moje uszaki siedzą w osobnych klatkach, tym bardziej cofają się w zaprzyjaźnianiu, gdy je wypuszczam. W praktyce dłużej trwa ganianie się i obawy Maciusia przed Fluffy.
Bo przez week end, gdy były cały dzień na wolności, to było już naprawdę pięknie! Siedziały i leżały nawet pod jednym fotelem, co jest w ich przypadku ogromnym postępem. Miejsce pod fotelem Fluffy w szczególności uważała za swoją własność i kawalera przeganiała. W poniedziałek do pracy, wiadomo, więc musiały siedzieć w klatce przez noc i pół dnia. Jak je wypuściłam, to znowu przez co najmniej godzinę Fluffy przeganiała Maciusia, a on się jej bał. Potem wszystko wracało do normy.
Doszłam do wniosku, że trzeba działać trochę inaczej. Smutno mi się robiło, gdy je zamykałam w klatkach, więc wczoraj wieczorem postanowiliśmy (mąż się nawet przychylił) je zostawić na noc samopas. Nadmienię tylko, że część barykady jeszcze jest, bo udostepniam pokój stopniowo.
Przez noc nic nie nabroiły nawet, pomijając cały zabobczony dywan. Dosłownie na każdym skrawku były bobki. Tylko dywan. Na podłodze nic, nawet na ulubionej kanapie (w przypadku Fluffy sterylizacja pomogła w 100%, kanapa już nie jest stale zabobkowywana i zasikana, jak przedtem).
Jedynie rano (słyszałam) Fluffy barykadę przeskoczyła... Nie ma siły przed nimi naprawdę. Królika nie da się przechytrzyć. Więc barykadę ograniczyłam jeszcze, ale nie zdjęłam totalnie.
Za to już mojej obecności Maciusiowi spodobał się głośnik stojący na ziemi (mój mąż miał zabezpieczyć, bo to było do przewidzenia) i zeżarł tą środkową kopułkę. Przyłapałam na gorącym uczynku.
Tak reasumując, zaprzyjaźnianie się nie skończyło, ale już prawie prawie. Teraz potrzebują jeszcze dużo czasu na dotarcie (myślę, że nawet kilka miesięcy), ale najważniejsze, że krzywdy sobie nie robią. Czasem Fluffy Maciusia przegania dla ustalenia, kto tu rządzi (oczywiście ona) i dla przypomnienia, gdzie jest jego miejsce. On się co najważniejsze nie zraża, nie obraża, wraca do niej na mizianie. Wczoraj do tego przyłapałam ją na lizaniu jego!
To się nazywa dobry gest. A tak ogólnie to jedzą razem, broją razem, łażą i zwiedzają nowe miejsca razem, leżą często razem, a jak nie koło siebie, to na pewno w tym samym czasie, wieczorem oczekując na kolację razem biegają za mną i razem wpadają mi pod nogi.
O tym że jest dobrze świadczy o tym fakt, że nie boję się je zostawić razem same na całą noc.
Za jakiś czas (na pewno coraz rzadziej, bo i też zmiany w ich zachowaniu bardziej rozciągają się w czasie) zamieszczę następne informacje z postępów.