A dzisiaj wieczorkiem to ja miałam przyjemność sprzątać Uszatą
a co tam się działo....to w skrócie poniżej:
Gandalfino to przeuroczy starszy pan, jednak zadziornie dopadł klatki Opla i brudkował wszystko co się da w okolicy jego klatki, ale przede wszystkim oberwało się kocykowi z transportera, który został przegwałcony na dziesiątą stronę, królicze dziadki to jednak mają werwę
ładnie siuśki trafiają do kuwety, ale te jego MEGA boby walają się po całej klatce, ale jestem pewna, że za kilka dni załapie, że i boby fajnie zostawiać w jednym miejscu
Marcheweczka - śliczna dzieweczka, okrutnie przestraszona, rzeczywiście potrzeba jej dużo kontaktu z człowiekiem i będzie z niej fajny uszak. Burknęła na mnie tylko raz na powitanie
Trójca - zwariowane królicze nastolatki, jak wypadły z klatki to nie wiedziałam co, gdzie jak i kiedy....małe sprinterki zapierdzielają po tych panelach, że tylko się za nimi kurzy (w przenośni oczywiście, bo w uszatej żadnego kurzu nie ma
), małe cwaniaczki wyjadły tylko to co najlepsze, a sianko zostawiły, jak im nałożyłam koniczynki i suszek, to się rzuciły i w 2 minuty wszystko zniknęło...
I na koniec wariat Opel - faktycznie chłopak ma chyba ADHD, ale jest przesłodki
, wszędzie musi wcisnąć ten swój mały króliczy nochal...a gdy tylko klatka otwarta...
HOP
ale na mizianko potrafi się zatrzymać
i jeszcze młode koleżanki z naprzeciwka odwiedzić
A i jeszcze taki mały bonus...taka wolontariuszka mi dzisiaj pomagała
PS. Fajnie w tej naszej Uszatej, pięknie pachnie siankiem jak się wchodzi