Witajcie! Ponieważ mój królik również walczy z mykso, to chciałam opowiedzieć Wam jego historię: Alfreda znaleźliśmy na osiedlu domków. Nie wiem , czy komus uciekł, czy ktoś go wyrzucił.Rozwiesiliśmy ogłoszenia, pytałam wśród sąsiadów...Po Alfika nikt się nie zgłosił ,więc został z nami. Pierwsza wizyta u weterynarza - królik ma świerzbowca. Oczywiście dostał lekarstwa i rozpoczęliśmy leczenie. Oprócz choroby skóry był widocznie wyniszczony, chyba głodował, choć udało mu się przetrwać na osiedlu, gdzie przecież jest masa psów! Alfred - tak go nazwaliśmy okazał się niezwykle miłym zwierzątkiem! Nie bał się nas - na podwórku chodził niemalże jak piesek przy nodze! Potrafił wskoczyć na kolana ,żeby poprosić o głaskanko. W domu nie zdarzyło mu się niczego zniszczyć. A i moją suczkę, która zajadle goni koty potrafił ofuknąć tak, że szybko z wroga stała się jego nieodłączną towarzyszką:) Leczyliśmy więc świerzbowca i podsuwaliśmy Alfikowi smakołyki, żeby się wzmocnił, bo chcieliśmy go zaszczepić . Niestety nie zdążyliśmy - pewnego dnia zauważyłam dziwne zgrubienie na jego uszku. Następnego dnia zgrubienie pokazało się też nad oczkiem. Od razu pojechaliśmy do weta. A tam usłyszeliśmy wiadomość: Myksomatoza! Po powrocie do domu natychmiast "wygooglowałam" co to za świństwo.Umieralność - 90 %! Mimo, że Alfik był u nas może miesiąc, to jednak zdążył już skraść nasze serca, więc chyba nie muszę Wam pisać, co się działo w domu. Dla mnie powstał jeszcze jeden problem: Wyjeżdżałam na dłużej, a nie chciałam w takiej sytuacji zostawiać mojego dziecka i babci. Decyzja została podjęta wraz z naszym wetem. Alfik miał trafić do szpitala na czas mojego wyjazdu, ale wet powiedział mi jasno: gdy uzna, że ratowanie życia nie ma sensu, że zwierzę się męczy, podejmie decyzję o uśpieniu.
Do wyjazdu pozostał tydzień. Co dwa dni jeździliśmy na zastrzyki. Obserwowałam królisia - apetytu nie stracił, koopy ok, tylko coraz więcej zmian na uszach i oczku. Nadszedł czas odstawienia Alfika do szpitala. Wet wyznał mi wtedy, że był pewien, że Alfik nie dożyje mojego wyjazdu! Ale wszystko jeszcze mogło się zdarzyć
Cóż - powiem szczerze że pożegnałam się z nim, jakbym miała go już nigdy nie zobaczyć...
Po przyjeździe szybki telefon: dobra wiadomość! Alfred - twarda sztuka - żyje! Odbieramy go od weterynarza, a wet opowiada: Królik chyba zamienił się duszą z kotem:) łaził za nim po gabinecie. Po kilku dniach wziął go do domu, a tam- "wstrętny złodziej "skradł serca jego synów! Był bardzo grzeczny! I walczył! Wbrew wszystkim artykułom i wiedzy weterynaryjnej!
Alfik jest cały czas z nami. ma dużo zmian na uszach, łapkach i przy oczku. Podobno mogą się długo utrzymywać. Jest tylko bardziej spokojny, nie bardzo lubi biegać...Niedawno znalazłam ten wątek. Cóż - mój wet również był i jest zdania, że chorego królika sie nie szczepi. Ale - podobno zmiany są tylko zewnętrzne - narządy wewnętrzne królika nie są zaatakowane. Zmiany widać na uszach, nosie, genitaliach, wokół oczu i na łapkach. My cały czas walczymy! Trzymajcie kciuki!