w niedzielę i wczoraj króliki były puszczane na zmianę. dziś do wieczora też... wieczorem postanowiliśmy wypuscic ich razem na mniej oswojonym terenie - padlo na płytki kuchenne. było... hmmm... ekstremalnie
Tulisia ma w sumie podejście "o co kamaaaaaannn?"
ale do czasu. jak Pimpek atakuje (a atakuje ze strachu-jestem pewna bo pogryzł też moją córkę, siedząc po akcji na kolanach u niej, z oczami wybałuszonymi jakby miał ciśnienie maksymalne, uszami postawionymi i napięty calusieńki) to ona też nie pozostaje bierna, też wpada w panike lekką... mój mąż twierdzi "misio.. spokojnie, nastaw sie na dwa tygodnie zaprzyjaźniania... zawsze tak było... nie siej paniki..." ale serio jak się patrzy na takie walki to robi się gorąco... no ale nic. będzie lepiej... postęp juz jest spory bo przez kraty na siebie się już rzucają rzadko.
Będzie lepiej, jestem pewna. Tylko trzeba czasu. Teraz na wolności jest Tulinka, lezy pod klatka Pimpka... dzisiaj rano on leżał pod jej klatką... będzie lepiej, będzie lepiej, będzie lepiej..
PS. Tuliska obiad zjadła do ostatniego okruszka
: wszystkie posiłki tak zjada