Hej odświeżę trochę temat.
Przez 11 lat miałam królika - Tyśka-, który nie sprawiał żadnych "problemów" wychowawczych, załatwiał sie do kuwety, bawił się z kotami i psem a jego okres dojrzewania przejawiał się tylko bzyczeniem, nic więcej. Nigdy nie zastanawiałam się nad kastracją Tyśka.
Od września mam innego uszatka - Szurka- równie ślicznego i kochanego. U Szurka okres dojrzewania jest "burzliwy". Bzyczy, znaczy ściany i mnie, bobczy wszędzie i gwałci moje nogi. Jeśli chodzi o Szurka zastanawiam sie nad kastracją już któryś tydzień. Boję się tego, bo czytałam, że mogą być różne komplikacje.. Z drugiej strony nie chcę żeby znaczył mnie i wszystko dookoła. Żal mi też, że tak się męczy biedaczysko ze swoją ochotą na samiczkę.
Jak widać każdy królik jest inny
Jestem, za tym, że jeśli nie trzeba to nie należy kastrować królika.