W zeszłą środę trafił pod moją opiekę dwuletni królik. Zagłodzony, skołtuniony, z przednimi łapkami spuchniętymi jak balony, z odleżynami skoków aż do kości...
Królik nie z interwencji, nie z pseudohodowli ani minizoo. Królik, który u prywatnej osoby przez 2 lata swego życia stał w moczu i odchodach, stał, bo akwarium, do którego go wsadzono nie pozwalało, aby zrobił jakiś ruch, bo od góry przywalono go książkami, aby nie wyszedł...
Początkowo zachodziła obawa, że stan zapalny wyżej odleżyn tylnych łap sięga wgłąb kości (wtedy nogi prawdopodobnie trzeba byłoby amputować), ale rtg dał nam pozytywną informację - kości skoków nie są zajęte, więc leczymy ogromne rany na stopach. Rtg dał nam jednocześnie informację, że trzecie palce w obu przednich łapkach Aurisa są złamane, ale nie zrosły się, więc palce są oddzielone od całej nóżki, a w przerwach między kośćmi jest duży (i bardzo bolesny) stan zapalny. Palce są do amputacji, ale na razie nie możemy operować, bo 1) Auris ledwo stoi na tylnych łapkach, więc unieruchomienie mu w tym momencie przednich unieruchomi całego królika, 2) jest zagłodzony, 3) trzeba najpierw podleczyć stany zapalne.
Przy tym całym cierpieniu, jakiego doświadczył w swoim życiu, królik jest tak kochany i ufny, że nie mieści mi się to w głowie. Ciekawski, słodki i tyle w nim nadziei...
Leczenie Aurisa będzie długotrwałe i kosztowne. Jeśli ktoś może wspomóc to biedne zwierzę chociażby złotówką, proszę o dopisek w tytule przelewu "Auris".
Mam nadzieję, (i bardzo Was proszę o ciepłą myśl o tym króliczku od czasu do czasu), że Auris jeszcze doświadczy innego wymiaru naszego człowieczeństwa...