Oficjalnie mogę ogłosić, że moje uszy są bezklatkowe
Jak pisałam wcześniej najpierw na noc je zostawiałam, niczego złego nie zrobiły, jedynie zabobczyły cały dywan. Po drugiej nocy bobki już były w okolicach kuwet i ich małych dywaników. Potem był week end, więc w week end były non stop na wolności i w poniedziałek przed pójściem do pracy nie miałam serca ich zamykać (i to w osobnych klatkach, bo nie są jeszcze w 100% w przyjaźni). I nic się nie dzieje, nawet kanapę zostawiają w spokoju. Powiedziałabym więcej, odkąd mają wybieg 24/24, to dopiero zostawiły w spokoju kanapę.
Zostawiam im jakieś kartony, gałązki, kziążkę telefoniczną do targania, ale wiem i tak, że w czasie mojej pracy, to one raczej wtedy sobie drzemają.
Co do bobków, to naprawdę z dnia na dzień było ich coraz mniej poza kuwetami (na razie jeszcze są dwie jakby co). Wczoraj totalnie zlikwidowałam mniejszą klatkę i zdjęłam kraty z dużej klatki i zostawiłam tylko spód z kuwetą i kartonikiem z sianem. I powiem wam, że dzisiaj rano znalazłam tylko jednego boba na dywanie, a tak to czyściutko.
Dodam tylko, że moje króle nie skończyły jeszcze procesu zaprzyjaźniania, ale są na takim etapie, że nie boję się ich zostawiać sam na sam, a tak mają okazję przebywania więcej czasu ze sobą (jeśli nei siedzą w dwóch różnych kątach). Jak je wcześniej zamykałam w klatkach, to po wypuszczeniu jakby zaczynały od nowa.
Póki co mogę potwierdzić teorię, że króliki na wolnością mają mniej tendencji do zniszczeń, z tym że i tak jeszcze zobaczymy, czy to się nie zmieni, bo stosunkowo od niedawna tą wolność mają. Ale już widzę ogólną zmianę w zachowaniu. Jak je wypuszczałam z klatek, to odnosiłam wrażenie, że muszą szybko wykorzystać tę chwilę wolności i było ich wszędzie pełno, brykały, wszędzie właziły itd. A teraz jakby na spokojnie sobie to biorą, jakby miały na wszystko czas, szczególnie na wylegiwanie się na dywanie albo fotelach.
Nie przekraczają też progu pokoju, reszta mieszkania ich w ogóle nie interesuje. Żyć nie umierać.