Nie chciałabym cie niepokoić, ale moja świętej pamięci królinka Lea tak miała. Identyczne objawy. Byłam u 3 wetów, każdy dawał jej to samo. Objawy mijały, było wszystko ok, a po 2 tygodniach mniej wiecej choroba wracała spowrotem. Pewnego dnia zaraz po ponownym (4 wyleczeniu) choroby poszłam do szkoły, wszystko było ok, królinka jadła, przywitała się ze mną, skubała kalendarz mamy, który stał na klatce. Przyszłam do domu szcześliwa, że znów ja zobacze, wypuszczę i się z nią potarmoszę, podeszłam do klatki, patrze ona leży. To się śmieje, że leń nawet nie chce jej sie wstać, żeby się ze mną przywitać jak zwykle, głaszcze, a ona nie żyje. Przeżyłam jej śmierć strasznie i nikomu tego nie życzę. Lea miała 2 lata i nie była sterylizowana. Była dość duża, jakies 3 kilo, ale zakrawała na małego królika hodowlanego. Była ruda z białym brzuszkiem i otoczką wokół oka. Bardzo przypominała rasę nowozelandzką. Prawdopodobnie miała niewykryty nowotwór, albo jakieś zmiany w narządach. Nie byłam w stanie oddać jej na sekcję, a wcześniej miała badanie moczu, które niczego nie wykazało. Także moja rada, to iść do najlepszego weta w mieście (nie patrz na cene, chyba, że nisko cenisz sobie przyjaźń z króliczkiem) zrobić mu wszystkie możliwe badania, a jeśli się sytuacja powtórzy jakies prześwietlenie.