Polecam dr Mateusza Michałkiewicza z lecznicy "Dog" ul Łagiewnicka
Dodatkowo ma specjalizację - zwierzęta egzotyczne i nie udomowione, oraz własnego, przygarniętego króliczka
Polecił mi go dobry wet, gdy moja Andzia była bardzo zaawansowanie chora. Naprawdę świetnie nią się zajmuje.
Żałuję bardzo, że nie udało mi się dotrzeć do niego z moimi słoneczkami za TM:(
Jeśli chodzi o zabieg chirurgiczny, to mogę polecić dr Kołodziejczaka z "Lancetu". Specjalista w mikrochirurgii i anestezjologii
Jako jedyny podjął się gwoździowania skoku u 7 tyg mojego Tosia. Zrobił to rewelacyjnie
LANCET - NIGDY W ŻYCIU - cofam to co napisałam wcześniej!!!
Cztery lata temu mój 7 tyg królik miał złamany skok z przemieszczeniem. Jedynie w Lancecie zgodzono się podjąć operacji gwoździowania.
Pisałam o tym wcześniej. Operacja, opieka pooperacyjna, wizyty kontrolne, karta wypisowa, kontakt z lekarzem operującym, zalecenia, atmosfera, wszystko bez zarzutu.
Niestety z ogromnym bólem muszę stwierdzić, że to zamierzchła historia:(Moją czteroletnią króliczkę zdecydowałam się poddać zabiegowi sterylizacji i przy okazji usunięciu torbieli sutka. Powód decyzji – ciąże urojone, a z tym związane miedzy innymi wygryzanie tkanin ( rok wcześniej z tego powodu była leczona z zatoru). Poza tym statystyka – ponad 80% samic zapada na ropomacicze itp.
Długo analizowałam gdzie ma odbyć się zabieg. Wahałam się między Dogiem ( pan dr Michałkiewicz), Fauną ( pan dr Zieliński) i Lancetem.
Koszt zabiegu w Lancecie był zdecydowanie większy, ale o tym wiedziałam i na to się zgodziłam.
Niestety wybrałam Lancet.
Powody:
operacja mojego królika 4 lata wcześniej
lecznica całodobowa i zapewnienie pana dr, że oczywiście królik zostanie oddany będąc w dobrym stanie !
Dzień przed zabiegiem dzwoniłam, aby upewnić się co do diety przedoperacyjnej.
Odebrał lekarz, który pytał innego. Dowiedziałam się, że przez noc ma nie jeść a rano nie pić.
Badająca przed operacją lekarka była zdziwiona takim zaleceniem.
Króliczka była zdrowa, w dobrym stanie ( obadana przez lekarkę, która ponoć specjalizuje się w kardiologii)
Z mającym ją operować niestety nie miałam kontaktu –był w trakcie zabiegu (10 rano). Kazano króliczka zostawić i dowiadywać się co do odbioru i stanu o 14.
O 14 poinformowano, że się wybudza, to samo o 15, 17…..na pytanie co się dzieje? odp wszystko w porządku. O 19 nie nadawała się do odbioru. Lekarz dyżurujący stwierdził, że można po nią przyjechać 21,30. Odebraliśmy królika cóż w gorszym stanie niż mój królik był brany 3 godziny po kastracji:(
Karty wypisowej zero, zalecenie jedno – przyjechać na zaaplikowanie antybiotyku, nie było mowy o kontroli ew wzmocnieniu…
Tylko na zastrzyk królika w takim stanie przez całe miasto wieźć nie było najmniejszego sensu, gdyż na miejscu jest lekarz „osiedlowy”.
Króliczka leżała w klatce oszołomiona, skubnęła liść suszonej maliny, wodę podaną z miseczki, gdyż do poidełka nie była w stanie dotrzeć.
Następnego dnia otrzymała antybiotyk, dokarmialiśmy ją, gdyż nie chciała jeść, później dostała Metoclopramid, ponieważ wypróżnień zero.
Była coraz słabsza. Trzeciego dnia lekarz zdecydował się dać kroplówkę. Dwie godziny przed jej osłabienie było już tak silne, że interweniowaliśmy u weterynarza. Podał glukozę, witaminy i chyba dopiero wówczas zmierzył temperaturę – 36:((. Nie doczekała kroplówki. Odeszła ogrzewana, opatulona, głaskana…:(
Myślałam o sekcji zwłok, ale to mi jej nie odda i tak na skutek mojej decyzji odeszła pokrojona.
W swoim życiu byłam i jestem opiekunem nie tylko królików, ale również psa i kota.
Wszystkie te zwierzęta są identycznie ważne i kochane. Może dla lekarzy weterynarii nie.
Rutyna, niedbalstwo, niekompetencja czy za duża pewność siebie?
Jak w tym smutnym dowcipie „ operacja się udała, ale pacjent nie przeżył”
Podejrzewam, że dr Kołodziejczak "rutynowy" zabieg jednak oddał w inne ręce i była sterylizacyjna eutanazja:(((
Życzę tym lekarzom, którzy przyczynili się do zejścia mojego pupila, aby odczuli fizycznie i psychicznie to co ja czuję i nie powoduje mną mściwość, lecz coś więcej.
Może takie uczucia uchronią inne zwierzęta i ich kochających opiekunów przed takim losem.
Króliczka była w parze z adoptowanym samczykiem. Mimo iż jest on w czułym towarzystwie drugiego, wcześniej izolowanego ze względu na terytorializm nie sterylizowanej samiczki, samczyka, zaprzyjaźnionej kotki i suni, to już nie jest ten królik:(
REASUMUJĄC- LECZNICA LANCET ABSOLUTNIE NIE
!