No widzę, że nie tylko ja miałam problemy z piraniowatym tornadem i demolką - Nika (adopcyjna Fifi). Niestety też szerzyła terror, ani ja ani mąż nie mogliśmy wejść do pokoju bo od razu na wysokości naszych szyi leciała warcząca i wściekła kula futra - oboje my już na tyle starzy, że żadne z nas nie wiedziało o co biega. Dużą pomoc dostałam od Kasiuli86 i Bośniaka oczywiście też mi pomagała i maro i jeszcze z połowę forum. Wypróbowałam wszystkie ich pomysły i metody, usg potwierdzające sterylkę, zdjęcie rtg czy ma zęby zdrowe, czy w głowie ok, czy coś ją boli - królik okaz zdrowia i drapieżna bestia - muszę powiedzieć, że mąż chciał już oddać tego szatana w pasiastym futerku - bo ciężko było życ z nią - rany rozgryzione rozdrapane i ja i maż mamy pełno blizn - dosłownie wszystko wypróbowaliśmy. I zmniejszanie terenu, i dominację, i zpachy ostatnim ratunkiem były hormony - ale po usg potwierdzającym zabieg - daliśmy sobie spokój bo skoro to nic nie zmieniło to i podanie hormonu niewiele więcej zdziała - no nic siedziałam z tym tornadem, niszczącym ii nasze małżeństwo i nas i połowę nowo wyremontowanego mieszkania i płakałam nad własną bezsilnością - jedynie coś na podobieństwo choroby psychicznej nam się malowało
. Siedziałam ubrana od stóp do głów w rękawicach kuchennych opatulona w kurtkę - waciak i kocem okręcona i przemawiałam do tego zwierza . Nika wykończyła mnie psychicznie.
Najlepsze efekty osiągnełam próbami dominacji - ona nas gryzła ja ją dominowałam - poprzez przyciskanie łebka do podłoża, nie krzyczałam bo to furię powodowało i obojętnie co robiła stale ja głaskałam, po 3 miesiącach mogliśmy powoli wchodzić do pokoju po pół roku byłam w stanie podać jej jedzenie z reki, teraz po ponad 7 miesiącach jestem w stanie ją głaskać, karmić. Zero agresji - tego terroryzmu, ale nadal jak jej się coś nie spodoba za szybko zaingeruje się w jej przestrzeń potrafi zaatakować - ale teraz jest to inny królik, królik do którego nie waham się podejść, królik który sam potrafi wskoczyć mi na kolana i prosić o głaski, robi piękna płastugę. Życzę naprawdę szybszych postępów niż w naszym przypadku, jakby co służę radą i nie martw się nawet z adopcyjnej piranii dało się zrobić pasiastego uszatka, a ja niestety nadal nie widzę powodu takiej agresji, terroru, furii w stosunku do mnie, do męża, znajomych - króliczka którego pokochałam zanim zobaczyłam.
A jeszcze jedno ani pierwsze zaprzyjaźnianie - które o mały włos przez agresję Niki do Lupcia nie spowodowało zejścia mego pontonika, ani drugie już udane zaprzyjaźnianie nie spowodowały zmiany reakcji na nas Niki.
Nika została podrzucona pod schronisko zimą, do tej pory paraliżują ją strach na odgłos szczekania psa i dostaje białej gorączki od odgłosu szeleszczenia worka - co dziwniejsze miauczenia i kota nie boi się w ogóle.