Opiszę tu straszne herezje, ale proszę o wyrozumiałość, bo rzecz działa się prawie 15 lat temu, czasy bezinternetowe, czasy wzajemnej nauki - królika, psa i człowieka
Znajda była znajdą ^^, owczarkiem niemieckim złapanym na wolności, wygłodzonym i lekko zdziczałym, szybko się oswoiła i zaakceptowała króliki. Problem w tym, że była nimi strasznie zainteresowana, nie szczekała, poruszała się powoli, ale potrafiła stać kilka minut przy klatce i gapić się tępo w uszy. Czasem króliki się tym denerwowały, ale, ponieważ wybiegi miały oddzielone, do konfrontacji nie dochodziło, aż któregoś dnia nie dopatrzyłam czegoś przy klatce króliczki i... zastałam psa z głową w środku. Nic się nie stało, bo wyciągnęłam Znajdę za fraki, ale to był pierwszy (i ostatni raz), gdy słyszałam, że królik potrafi się drzeć.
Kiedy tamte dwa króle pokicały za TM, przybył do nas Nanek, Znajda również się nim interesowała, ale miała bardzo ograniczony dostęp do niego, a on wcale się jej nie bał. Ostatnie dwa lata (zarówno dla niego, jak i dla niej) egzystowali obok siebie, w 2013 roku nawet biegał sobie po trawce na wsi, a jej niemal nie wiązaliśmy (bardzo ograniczony miała wzrok, słuch i ruchowość, więc nawet, gdybyśmy ich nie obserwowali, to królik by jej zwiał).
Myślę, że wiele tu zależy od ruchliwości i głośności psa, bo mały królik może się przyzwyczaić, aczkolwiek lepiej, jakby już miał styczność, przynajmniej z innymi zwierzętami. No i kwestia tego, jaki jest pies, czy np. jest szczuty na osiedlowe koty, czy ma przeszłość... Znajda zagryzała na wsi kury, musiała polować na jedzenie, zanim ją złapaliśmy, więc tego instynktu już nie dało się cofnąć, został tylko przytłumiony przez starzejące się zmysły. Postrzeganie psa przez królika też jest różne.