Nie wiem, od czego zacząć.
Wczoraj rano Allie po podaniu pierwszej dawki interferonu dostała drgawek, ale przeszły. Zjadła sama trochę jarmużu, jest oczywiście dokarmiana i tak.
Wieczorem pojechałam ją oporządzić, wyczyścić, podać leki. W najśmielszych snach nie przewidziałam tego, co się stanie.
W ciągu dnia wykluły się na królicy setki larw much. Zdążyły jej prawie zjeść ogon, wszystko się wiło i ruszało. Ogonek nie jest złamany, ale wygląda jak oskalpowany żywcem, nie wiem, czy nie będzie go trzeba amputować. Na razie nie jest to możliwe, bo Allie nie przeżyje narkozy.
Dwie godziny wyjmowałyśmy larwy, obcięłyśmy nożyczkami włosy na pupie, ogonie, maszynki nie mogłyśmy użyć, bo nie można byłoby jej potem już używać (nie zdezynfekujemy).
Allie znosiła wszystko z niesamowitym spokojem, jak ją to musiało wszystko boleć, to nawet nie chcę myśleć.
Tu Allie podczas czyszczenia oczu i nosa, jeszcze przed znalezieniem larw.
Zdjęcie larw wrzucam w linku, bo jeśli ktoś ma słabe nerwy, to lepiej, aby nie klikał.
http://imageshack.us/photo/my-images/20/u2d7.jpg/Ogonek
Udało mi się na koniec wyczyścić uszy - wierzchnia warstwa usunięta, ale w środku pełno ropy
Zaraz się ubieram i jadę do Krakowa na wieczorną zmianę przy Allie - trzymajcie kciuki, by już nie było żadnych makabrycznych odkryć
Straszliwie, straszliwie biedna królina.
Czasami aż brak mi słów. Wczoraj była właśnie taka noc.