Allie czuła się dzisiaj od średniawo do kiepskawo, aż do momentu, kiedy postanowiłyśmy ją wieczorem doprowadzić jako tako do ładu. Czyli umyć porządnie pyszczek, brodę i szyję, pupę, przekłuć się z wenflonem do lewej łapki i dogolić ogon. O karmieniu nie wspomnę
Początki zabiegów były ciężkie: Allie walczyła, dusiła się, potem poległa zrezygnowana i kilkanaście minut można było w miarę spokojnie działać, ale hit nastąpił podczas mycia brody - tragedyja straszna była, Allie sama chciała brodę myć, ciamkała przy tym jak stuletni mędrzec, zaczęła skubać zębami ręczniki papierowe
i miała ochotę skubnąć moją rękę. Nie raz
Koniecznie chciała dziewczyna, by "moja-broda-nie-tykaj-jej-nigdy-ty-okropny-człowieku" została nietknięta. Nic to, że drugie śniadanie z piątku stamtąd wyglądało.
No i tak się przekomarzałyśmy, aż przekonałam się, że skubanie, protesty i wiercenie nie było li tylko manifą niechęci do tykania brody
Allie nagle zrobiła kroczek w tył i puściła na mnie największy wodospad ever
Poczułam, że pływam od pasa po zawinięte nad kostką spodnie, a alliowy mocz radośnie wychlupnął mi z butów
No. To taki był dziś darmowy wieczór ze śliczną Allie
Bobki marne, bo marne, ale są, siki - a jakże, z jedzeniem różnie, ale coś sama dziamdzioli. Tylko wydaje mi się (i nie jestem osamotniona w tym wydawaniu), że bąbli jest więcej i są większe