Pozwolę się wtrącić do tematu.
Najpierw może nawiążę do początkowej kwestii transportu królików kurierem. Mogę Wam opowiedzieć jak w praktyce wygląda taki transport, ponieważ pracuję na Poczcie, a wierzcie mi, że wygląda to praktycznie tak samo, bo na Poczcie również jest możliwość przesyłania zwierząt w specjalnych klatkach.
Tak więc owszem, zwierzak jest w specjalnej klatce, ale to przecież nie wpływa na jego komfort. Przesyłki wychodzą 2 razy dziennie. Powiedzmy, że o 14:00 i o 18:30. Załóżmy, że królika przyniesie ktoś do transportu o godzinie 11:00. Siedzi on więc w takiej klatce na ekspedycji, w której nieraz jest zimno, są przeciągi i hałas przerzucanych innych paczek. Siedzi parę godzin zamknięty w małej klatce i nie wie, co się dzieje. Przy sporym natłoczeniu przesyłek na ekspedycji jest taki ruch, że nawet jak się wykazuje dobrą wolę ostrożności, to nieraz niechcący się potrąci nogą taką klatkę, uderzy się - to też dodatkowo stresuje zwierzaka. Kiedy natomiast jest już wydawany z ekspedycji do auta kuriera, jest on jak leci wolne miejsce wsadzany do tego auta, pewnie zdarzy się, że inne paczki też mogą na tej klatce wylądować. Takie klatki nie są mocowane do auta, więc jeśli jest luz, może przy hamowaniu i ruszaniu klatka latać po aucie. Muszę mówić jaki to jest stres dla zwierzaka? Że musi spędzić w takiej podróży parę godzin, w takich warunkach? Potem jest przerzucany (pewnie i nieostrożnie, to zależy od ludzi, niektórych nie obchodzi to czy mają do czynienia z żywym stworzeniem) do miasta docelowego, znów siedzi w obcym miejscu parę godzin, potem kolejne auto...Ci, którzy uważają pomysł przesyłki zwierzęcia kurierem za dobry, niech się poważnie zastanowią. Podsumowując - zwierzak tak naprawdę średnio dobę musi przesiedzieć w klatce z prawie zerową możliwością ruchu, bez opieki i sprawdzenia, czy chociaż woda jest na swoim miejscu.
Teraz chciałabym się wypowiedzieć co do osoby Oli_19.
Jestem dla niej pełna podziwu, przypuszczam, że taki Żółty nie poradziłby sobie z połową obowiązków, jakie przypadają Oli. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że Ola robi to wszystko dobrowolnie, nikt jej za to nie płaci,a działa na pełnych obrotach! Ilu z tych głośno krzyczących poddałoby się po kilku dniach, gdyby znalazło się na jej miejscu?
Moja sytuacja z Olą wygląda tak, że będąc dla niej całkowicie obcą osobą, z którą nigdy wcześniej ani słowa choćby na forum nie zamieniła, oferowała mi pomoc. Zaoferowała mi swój czas, którego i tak ma bardzo mało, zaoferowała opiekę nad moim królikiem, gdyż w jej miejscowości jest weterynarz, który go leczy, a ja nie byłabym w stanie docierać do niego codziennie. Ola również poświęca masę czasu na opiekę nad nim teraz, podając mu leki, zastrzyki, jeżdżąc do weterynarza, dzwoniąc do niego, wymieniając maile. Do tego poświęca masę czasu na relacje telefoniczne ze mną, np wczoraj poświęciła prawie 3 godziny, dzisiaj godzinę. Do tego wczoraj pojechała z nami do weterynarza na godzinę 11, mimo że na ten dzień miała w planach wizytę na godzinę 17. Tak więc Ola pół dnia wczoraj siedziała u weterynarza. Najpierw od 11 do 14, a potem od 17 też sporo czasu. A przecież wcale nie musiała siedzieć tam z nami, to była jej własna propozycja pomocy. Pewnie bez niej nie ogarnelibyśmy tego tematu (choroby mojego królika). Wiem też, że Ola prawie codziennie bywa u weterynarza, codziennie parę godzin jej to zajmuje.
Ma wielkie serce i naprawdę wielki szacunek dla niej, bo kiedy do niej dzwonię, to wiem, że ma masę spraw na głowie. Nawet dziś zwróciłam jej uwagę, czy ona sypia, bo o 1 w nocy podaje leki mojemu królikowi, a potem mówi mi jak mój królik zachowywał się po 5 rano.
Do tego absolutnie nic nie zaniedbuje.