lek wet Sebastian Słodki (samo nazwisko już zachęca
)
przyjmuje w dwóch miejscach
1. Klinika weterynaryjna ul. Bełzy w Bydgoszczy (jest bardzo droga i zazwyczaj jadę tam tylko w sytuacji awaryjnej, tj w nocy gdy jest b.źle - na samo wejście do lekarza już chcą 60 zł plus ewentualne badania i leki, poza tym do dr Słodkiego jest kolosalna kolejka jeśli akurat ma dyżur, jest pełno innych lekarzy ale wszyscy czekają do niego - co już też o czymś świadczy, niestety czekanie nawet 4 godzin z królikiem nie wchodzi u mnie w grę, chyba że z psem)
2. prywatny gabinet wet ul. Wyzwolenia 60, Bydgoszcz, Fordon tel.
503 770 268 - wizyty są umawiane na konkretną godzinę więc nie czeka się w kolejce, poza tym ogromny plus pan Sebastian ma bardzo przystępne ceny, zdarza się, że nic nie bierze za obejrzenie zwierzaka. I przede wszystkim jest świetnym fachowcem (poniżej historia mojego biednego królika, którego pan Sebastian wyleczył jeśli ktoś ma ochotę czytać)
Więc od początku:
Niedawno przeprowadziłam się i przez to straciłam kontakt z wetem który zazwyczaj obcinał zęby Kukułce, który ma wadę zgryzu. Byłam w gabinecie przy ul. Wybudowanie 2, gybym głupia poszła zaledwie kilka metrów dalej natrafiłabym na gab pana Sebastiana. ALe do rzeczy. Przyjmował tam pan doktor Gryń, który bardzo sprawnie i szybko obciął Kukiem zęby - i ten lekarz jest ok, nic do niego nie mam bo zrobił to fachowo. Za miesiąc więc poszłam tam znowu tym razem była pani, córka pana dr która po 1h czekaniu poświęciła Kukiem 2 minuty! Myślałam że jest ok ale Kuki nic tego dnia nie jadł i następnego też nie chciał jeść kompletnie niczego i unikał jakby kontaktu. Zaniepokoiłam się i zajrzałam mu do paszczy i myślałam że dostanę zawału - lekarka źle obcięła mu zęby w taki sposób że złamała mu zą” tuż przy dziąśle i ten ząb mu wisiał uniemożliwiająć jedzenie. Zabraliśmy z mężem królika i mąż zrobił jej mała awanturę tym bardzi jeszcze jak usłyszał hasła że GRYZONIE tak mają a Kuki ma bardzo kruche zęby i widocznie sam mu się ten ząb złamał. Myślałam że ją trzasnę w tym gabinecie ale nie wiedziałam co robić i pozwoliliśmy jej ułamać tego zęba do końca. Tydzień karmiliśmy szczerbatą Kukułkę przez strzykawkę i zmuszaliśmy do picia. WReszcie niby kryzys miną i prawie dostałam dzikiej histerii gdy po prau dniach wyczułam po lewej stronie jego paszczy jakiś guzek. W dwa dni urósł i napęczniał ale by miękki więc gdy siostra powiedziała mi że dr SŁodki ma jakąś klinikę w 4donie nie wahałam się ani chwili poszukałam na necie gdzie przyjmuje. Lekarz go obejrzał, nie obyło się bez nakłucia ale leciała tylko woda więc dr mnie uspokoił że to wodniaczek a bał się ze to już posocznica (a ja odetchnęłam bo idiotka nie kapnęłam się że to jest to samo co ropień). Wydusił mu tą wodę, powiedział że na razie obserwować bo nie będzie niepotrzebnie truć królika antybiotykami. Skasował za to tylko 20 zł (w wypasionej klinice na Bełzy byłoby 80!). Uspokojona pojechałam do domu a za 1,5 tygodnia leciałam do niego jak struś pędziwiatr bo guz zrobił się twardy i rósł z dnia na dzień. Tym razem już nie było wątpliwości - ropień. Nogi się podemną ugieły bo cyztałam na forum straszne historie o tych ropniach. Dr wydusił znowu tym razem coś ala śmietana i zaproponował niekonwencjonalną terapię do przemyślenia - antybiotyk z penicyliny. Nie zmuszał ale dał wybór, mówił że stosował to już u innych królików i nigdy nie było śmiertelnego zejścia mimo że tego typu antybiotyki są uważane za niebezpieczne dla królików (podał nazwę tego antybiotyku ale jej niestety nie pamiętam, pierwszy raz ją słyszałam). Myślałam 2 dni czy zrobić to czy nie bo już jednego królika straciłam z winy weta, który spsikał go Frontlinem. ALe guz cały czas rósł więc zgodziłam się na penicylinę. Efekt ? Dzisiaj nie ma śladu po ropniu. Oczywiście jest ryzyko że wszystko wróci ale dr zapewniał że dzięki penicylinie otrzymuje się długie okresy reemisji, nawet rok, 1,5. Istniała też opcja wycięcia ropnia ale wet od razu powiedział że w wieku jakim jest kuki i samo to że jest królikiem zabieg jest niebezpieczny. Tym bardziej że ropień utworzył taką dziwną torebkę nad zębami wzdłuż - pierwszy raz coś takiego widziałam. WYcięcie tego byłoby trudne. To było w czerwcu, dzisiaj jest sierpień i Kuki czuje się ok, bryka i jak na razie nic mu nie rośnie koło paszczy.
Wcześniej chodziłam z psem do p. Sebastiana na ul. Bełzy i też mi pomógł a był 5 wetem z kolei, inni spisali psa na straty a pies miał kilka napadów padaczkowych dziennie - teraz ma może 1-2 razy do roku. Poczułam się bardzo bezpiecznie gdy słyszałam jak mówi o królikach, przede wszystkim zawsze oddziela gryzonie od królików (robię taki test każdemu wetowi żeby zobaczyć czy się zna
Można do niego spokojnie pójść z królikiem.
P.S. Pierwszy raz spotkałam dr SŁodkiego na Bełzy kiedy po kilku dniach leczenia świnki morskiej przez inną wetkę (notabene z tej samej kiliniki!!!) ze świniakiem było coraz gorzej a wetka uparcie że świniak się ślini bo zęby bo gorąco itd. Świnka - Koksik (bo był taki maleńki miał tylko 3 tygodnie gdy go kupiłam -tragedia i bez komentarza) jak się okazało miał zapalenie płuc. Gdy wreszcie zaryczana dwie godziny po kolejnym zastrzyku witaminowym (
) pojechałam z powrotem do kliniki ze świnką leżącą na boku i charczącą trafiłam na dyżur dr SŁodkiego który przyjął mnie bez kolejki. Żebym trafiła do niego od razu Koksik by może nadal żył. Nawet nie zajrzał w kompa co pisała tamta lekarka tylko go osłuchał i natychmiast postawił diagnozę. Powiedział że świniak jest w stanie agonalnym i leczenie przedłuży jego cierpienia. Ryczałam jak wół i b. żałuję że nie trafiłam na tego lekarza wcześniej.