Postępy są raczej nikłe. Po tamtej "próbie sił" (kiedy kot siedział w progu a Boniek w klatce) Boniak obraził się na mnie. Słowo daję, pierwszy raz widziałam jak królik strzela klasycznego focha. Odwrócił się do mnie ogonem siedząc w klatce i odmówił jakiegokolwiek kontaktu.
Przez jakiś czas nie chciał wychodzić z klatki, potem z zagródki, ale w końcu przekupiłam go suszonymi buraczkami i wyszedł na pokój.
Wczoraj już brykał po dywanie i kimał na moim łóżku.
Pozytywnym efektem jest zmniejszone kocie zainteresowanie moją sypialnią. Wiadomo, że kota najbardziej ciągnie tam, gdzie mu nie wolno.
Jutro spróbuję znowu. Muszą się wreszcie te zwierzaki ogarnąć.
Myślę, że największym błędem było izolowanie go tak długo. Gdyby przyzwyczajając się do nowego miejsca przyzwyczajał się też do kotów, może byłoby łatwiej. Nie chciałam mu zwiększać stresu poprzeprowadzkowego, ale chyba chcąc dobrze zrobiłam źle.