Wczoraj zauważyłem u jednego z moich królików problem z jedną z łapek. Normalnie sobie biegały po domu jak co dzień, ale najstarsza królica ewidentnie oszczędzała przednią łapkę. Nie, że jakoś bardzo, ale ostrożnie ją stawiała, nie zeskakiwała z kanapy na przednie łapy, tylko na tylne (co śmiesznie wyglądało swoją drogą) i tak dalej. Złapałem uszaka i chciałem łapkę obejrzeć, ale sobie nie pozwoliła, wydawało mi się tylko, że jest może trochę opuchnięta.
W każdym razie dmuchając na zimne zabrałem dziś królicę do weterynarza. Co się okazało? Łapa złamana na amen i to z przemieszczeniem. Nastawienie, usztywnienie, opatrunek, itp. Po powrocie do domu królik kica jak zwykle, jest tylko wyjątkowo oburzony na to, co mu się na łapie nagle pojawiło i próbuje to ściągnąć, obgryźć, nawet wali tym opatrunkiem o różne przedmioty.
Nabrałem szacunku dla zwierzaka, bo pamiętam, jaką aferę robił mój pies po złamaniu łapy. Wył, kuśtykał, nie chciał jeść, nie chciał chodzić i tak przez dwa tygodnie, aż się zagoiło. A królik? "Złamana łapa? E tam, zostały jeszcze trzy dobre".
Szanuję mocno...