Długo się zastanawiałam, wtrącać się czy nie wtrącać, ale uznałam, że co mi tam. Od razu mówię - mój kontakt ze Stowarzyszeniem zakończył się szczęśliwą adopcją dwóch uszaków (które nie gryzą nic poza kablami i czasem ciuchami
), więc to naprawdę nie tak, że nic tylko chciałabym krytykować. Ale trochę będę, mam nadzieję, że konstruktywnie.
Wydaje mi się, że w Warszawie rzeczywiście jest trochę problemów z komunikacją. Niestety moje doświadczenia to nie 3 dni, ale 3 TYGODNIE czekania na jakąkolwiek odpowiedź za pierwszym razem, kiedy wysłałam maila w sprawie adopcji. Później również bywało bardzo różnie. Kiedy kontakt już był, to był szalenie sympatyczny, ale czas oczekiwania (tudzież konieczność wysłania kilku wiadomości, żeby otrzymać jakąś odpowiedź) był koszmarnie zniechęcający. Do tego dochodzi jeszcze mało aktualna strona internetowa. Był taki moment, że pytałam o kilka królików i okazało się, że żaden z tych, które wymieniłam, już od pewnego czasu nie jest do adopcji... A na stronie widnieją, bo nie bylo czasu zmienić.
Moje pierwsze kontakty ze Stowarzyszeniem były jeszcze w czasach, kiedy w zarządzie był ktoś inny niż obecnie, ale zanim adoptowałam mojego drugiego uszaczka (od MAS), próbowałam w Warszawie już za obecnej kadencji i z komunikacją niestety też nie było rewelacyjnie.
Ja doskonale rozumiem, że ludzie pracują, mają życie (chociażby rodzinne) i na działalność Stowarzyszenia poświęcają swój prywatny czas wolny (i chwała im za to!). Ale wydaje mi się, że mocno nie doceniacie, jak duże znaczenie ma sprawna komunikacja z potencjalnymi adoptującymi. I nie wydaje mi się, żeby autoodpowiedź rozwiązywała sprawę (chyba, że jest w niej informacja, że ktoś jest np. na wakacjach). Kilka zdań (ale spersonalizowanych!), nawet z informacją, że osoba zajmująca się adopcją jest bardzo zajęta i odpowie bardziej szczegółowo za kilka dni, naprawdę jest lepszych niż nic albo automatyczna zwrotka. Nie dlatego, że ktoś nie może czekać przez kilka dni na odpowiedź, ale dlatego, że nie poczuje się zwyczajnie olany (nie mówiąc o tym, że rzeczywiście nie wiadomo, czy e-mail doszedł).
Tak a propos niedochodzących e-maili, ja osobiście na przykład do tej pory nie wiem, czy doszedł mój e-mail z propozycją pomocy wysłany zaraz po tym, jak został założony ten temat. Wysłałam wiadomość do Adrienne, bo prosiła, żeby zgłosili się ludzie, którzy by chcieli i mogli poświęcić trochę czasu na pomoc zwierzakom. Rozumiem, że pewnie wysłało sporo osób, a liczba "etatów" jest ograniczona, ale uprzejma odmowa jest dużo lepsza, niż brak jakiejkolwiek odpowiedzi
Bo tak to nie wiem: czy nie doszło, czy się nie nadaję, czy jak? W zasadzie mogłabym wysłać takiego maila ponownie (albo jeszcze ze dwa razy), ale uznałam, że w gruncie rzeczy chyba mnie to przerasta... Bo nawet zakładając, że się super dogadamy i naprawdę bym się mogła do czegoś przydać, przy takiej komunikacji dość szybko sfrustruję się i zniechęcę.
Krótko mówiąc: ja Wam naprawdę bardzo dobrze życzę i uważam, że robicie świetną robotę, ale proszę, popracujcie nad komunikacją... Może warto pomyśleć chociażby o wyznaczeniu osoby tylko do odpowiadania na e-maile i ustalania terminów, jeśli pośrednicy nie dają rady wszystkiego ogarnąć. Podejrzewam, że taki koordynator mógłby trochę pomóc.
Notabene piszę konkretnie o Warszawie, ponieważ drugą moją adopcję prowadziła Juta i naprawdę zbierałam szczękę z podłogi, kiedy odpowiedź otrzymałam już następnego dnia.