Autor Wątek: Obawy przed pierwszym królikiem  (Przeczytany 15379 razy)

0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.

Offline barbieri

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 272
  • Płeć: Kobieta
Odp: Obawy przed pierwszym królikiem
« Odpowiedź #20 dnia: Maj 07, 2013, 13:00:38 pm »
w takich sytuacjach cieszę się, że od 16 roku życia mieszkam sama : D

Offline blairw

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 8
  • Płeć: Kobieta
Odp: Obawy przed pierwszym królikiem
« Odpowiedź #21 dnia: Maj 07, 2013, 13:51:36 pm »
Stwierdziłam że królika kupię bądź zaadoptuję jak będe miała pracę. Będe wtedy nie zależna i stać mnie będzie na wszystko co potrzebne dla króliczka. A na dzień dzisiejszy np. jeśli już rodzice by się zgodzili to na pewno pod warunkiem że utrzymywałabym go sama z kieszonkowego co jest nie możliwe. Nie dałabym rady z nim jeździć do weta bo mieszkam na wsi a do najbliższego króliczego weterynarza będzie z kilkadziesiąt km jak nic. A to tylko nie które przeciwności które nie pozwalają mi posiadać tego zwierzątka :/

Offline Solvieg

  • Administrator
  • *****
  • Członek SPK
  • ****
  • Wiadomości: 23459
  • Płeć: Kobieta
  • Lokalizacja: Ustka
  • Moje króliki: Gusto, Frania
  • Za TM: Maniuś,Maluś,Hopi,Holly
Odp: Obawy przed pierwszym królikiem
« Odpowiedź #22 dnia: Maj 07, 2013, 13:54:14 pm »
bardzo dojrzała decyzja :) Dobro zwierzaka powinno być ważniejsze od naszych pragnień.
Nasz wątek :) http://forum.kroliki.net/index.php/topic,13511.0.html :)

Wirtualny opiekun Florka z Sopockiego Uszakowa

Offline Bamtaro

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 89
  • Płeć: Kobieta
Odp: Obawy przed pierwszym królikiem
« Odpowiedź #23 dnia: Maj 07, 2013, 19:54:28 pm »
Może wtrącę dwa gorsze:) Moja kimchi jest moim pierwszym królasem, ma 3 miesiące. Przed wzięciem jej do siebie przeczytałam rożne strony i to forum od deski do deski. Jak się okazało to za mało. Kiedy zwierzak trafia ci do domu nagle stajesz przed sytuacją: nie wiem co robić. To nie kot czy pies, że puścisz na dwór się wybiega, dasz resztki z obiadu, pogłaszczesz za uchem i git:) Przez pierwszy tydzień, gdy mała była u mnie w domu wariowałam. Bo dziwne bobki, bo dziwnie je, bo dziwnie wącha. Przyznam że przechodziły mi przez głowe myśli: zrobiłam głupotę, nie potrafię się nią zajmować, mogłam nie brać tej odpowiedzialności na siebie.
Teraz mija 3 tydzień i... nie wyobrażam sobie by jej nie było. Oczywiście pieniądze jakie wydałam to interes bezzwrotny. Samo wyposażenie jej wyniosło mnie ok. 400 zł. Sianko dokupować trzeba stale (ja zamawiam ok. raz na 2 tygodnie po 2 paczki) i żwirek ok. raz na miesiąc 10 kg. Trzeba zainwestować w ochronę królika poza klatką. Porobić z kablami etc.
Najważniejsze jest jednak przeorganizowanie swojego życia. Rano wstaje i pierwsze co kieruje kroki do klatki, by dac jej trochę granulatu i świeżą porcję sianka i wymienić wodę. Później wymieniam żwirek. Trochę do niej gadam i zbieram się do pracy. Po pracy zazwyczaj od razu wracam do domu. Pierwsze co to ogarniam jej klatkę, znowu zajmuje się jedzeniem etc. Potem ogarniam pokój i przedpokój gdzie ona lata na "wolności: żeby nie zjadła czegoś co przypadkiem zaległo z rana. Potem wypuszczam ją i sobie fika tak od 15 do 20. Czyli pięć godzin. Wiem, że przede mną wizyta u weterynarza i kolejne koszta i to jest chyba najdroższa część posiadania króla. Może jak mówią dziewczyny nie zachorować, a może być tak, że stanie się coś na co trzeba będzie bulić, bo przecież nie pozwolimy mu cierpieć.

Mimo wielu minusów (jak przy każdym zwierzaku) jest jeden wielki plus. Obecność takiego szkraba. Patrzenie jak rośnie, jak się do nas przyzwyczaja i jak zaczyna się sam od nas uzależniać.
Jednak podstawowym wymogiem, by móc się opiekować takim uszakiem nie oszukujmy się są pieniądze. Bez tego nie ma co podejmować sie opieki, a potem rozkładać ręce nad chorobą, bo jest kosztowna.

Offline worrek

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 3551
  • Płeć: Mężczyzna
  • Moje króliki: Frodo&Pandorka i Fuksik
  • Za TM: Zuzeł, Yetiś
Odp: Obawy przed pierwszym królikiem
« Odpowiedź #24 dnia: Maj 09, 2013, 08:00:49 am »
Stwierdziłam że królika kupię bądź zaadoptuję jak będe miała pracę. Będe wtedy nie zależna i stać mnie będzie na wszystko co potrzebne dla króliczka. A na dzień dzisiejszy np. jeśli już rodzice by się zgodzili to na pewno pod warunkiem że utrzymywałabym go sama z kieszonkowego co jest nie możliwe. Nie dałabym rady z nim jeździć do weta bo mieszkam na wsi a do najbliższego króliczego weterynarza będzie z kilkadziesiąt km jak nic. A to tylko nie które przeciwności które nie pozwalają mi posiadać tego zwierzątka kwasny

bardzo rozsądna decyzja :)
blairw nie wiem czy czytałaś na forum, ale jest jeszcze jedna opcja - wirtualna opieka  :icon_smile2... zachęcam do lektury ...http://forum.kroliki.net/index.php/board,118.0.html  :)
Często wstydzę się, że jestem człowiekiem...
Może uratuje świat... choć jeden mały króliczy świat
Nasz króliczy świat http://forum.kroliki.net/index.php/topic,12346.920.html

Offline katja

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 26
  • Płeć: Kobieta
Odp: Obawy przed pierwszym królikiem
« Odpowiedź #25 dnia: Maj 20, 2013, 18:46:00 pm »
kobieto, walcz o swoje :P!

moja mama panicznie boi się wszystkiego, co jest małe i ma zęby. była święcie przekonana, że królik to taka mysz, tylko z dłuższymi uszami. była mi potrzebna jej akceptacja, bo jednak czasami chciałabym wyjechać z domu i móc podrzucić jej zwierzaka na 1-2 dni. przez ~pół roku zarzekała się, ze za chiny ludowe nie będzie mi pomagać, bo króliki są obrzydliwe, śmierdzą, sikają, srają i obgryzają meble. opowiadała mi ze szczegółami, że skoro mam 22 lata (wtedy) i jeszcze nigdy w życiu nie miałam zwierzaka (ciekawe, dzięki komu; argumentacja przez całe życie ta sama, zwierzaki nie nadają się do bloku itp. :)), to na pewno nie będę potrafiła się nim zająć, a zwierzak to odpowiedzialność, bla, bla. kiedy miałam lat 16-18, byłam niezależna finansowo, ale mieszkałam razem z mamą, powtarzała mi, że dopóki przebywam pod jej dachem, dopóty żaden śmierdzący zwierzak nie będzie tam przebywał (a dodajmy, że mama w młodości marzyła o byciu weterynarzem i ogólnie... lubi zwierzęta :D). po mojej wyprowadzce argumenty przeciw uległy modyfikacji: będzie trzeba jeździć do weterynarza, karmić go, sprzątać po nim, zgarniać sierść całymi workami, łatać zdewastowaną chałupę, ogólnie najdalej po miesiącu albo go oddam, albo powieszę się na kaloryferze z rozpaczy.

kupiłam królika.
jakieś ~2 tygodnie później mama przyjechała do mnie do domu (mieszkałam sama) i zobaczyła malucha niepewnie kicającego po panelach. pisnęła ze dwa razy "OJEJ, TO SKACZE" i z miejsca się w nim zakochała.

teraz królik w moim rodzinnym domu ma własną klatkę, kuwetę, miseczki, smyczkę, szczotkę i masę pierdół. ma nawet dywanik w klatce (taki dywanik, na jakim za komuny stawiało się telefon na biurku) i drugi, na innym dywanie ;d, przed klatką. matka wydzwania do mnie i domaga się, żeby przywieźć jej snickersa na tydzień albo dwa, bo my z mężem na pewno go głodzimy (tzn. nie dajemy mu na kolację połowy jabłka i banana ;d), a ona musi go odkarmić. za każdym razem pyta przez telefon, czy królik nie jest aby wynędzniały. nosi go centralnie jak małego dzieciaka i podejrzewamy, że to wyraz miłości do niespłodzonego jeszcze wnuka. pozwala mu na wszystko i rozpuszcza nawet *gorzej* niż ewentualnego wnuka. o ile grubas uznaje nas za króliki alfa, o tyle moją mamę traktuje jak niewolnicę i uwielbia do niej jeździć. królik na legalu czyta jej gazety (pożera je), łazi jej po meblach, obgryza kwiaty, wskakuje na łóżko (u nas ma zakaz, bo na stare łóżko lubił nalać), może jej gwałcić nogi ("no bo mu się chce") i non stop się pasie, w czym dobitnie pomaga moja babcia ("masz tu jabłuszka, naści"). a kiedy obsika moją mamę, ta mówi mu "ty niedobry króliczku!" i idzie się umyć ;d (my w takiej sytuacji reagujemy trochę głośniej i mniej cenzuralnie oraz idziemy umyć również królika).

jak więc widać, nawet najtwardsi rodzice kiedyś zmiękną w konfrontacji z małą, puchatą kuleczką ;). podobna była reakcja teściowej, która co prawda widuje snickersa znacznie rzadziej, ale też już wie, że królik miniaturka to nie mysz i wcale nie jest obrzydliwym gryzoniem zarażonym wścieklizną.
postawa "na nie" wobec królików wynikła u mojej mamy z niewiedzy. nie miała pojęcia o tym, że zwierzak sam nauczy się robić do kuwety i nie trzeba go wyprowadzać na spacer jak psa, idealnie przerabia prawie wszystkie ścinki z warzyw do zupy, a jego szczepienie to żaden pieniądz. Że nie hałasuje, nie szczeka, nie warczy, nie gryzie (chyba, że ktoś sam się o to prosi), sam chodzi za człowiekiem, jest jak skrzyżowanie kota i psa. Że je tyle, co nic (w porównaniu z takim choćby dobermanem). Że wystarczy pochować/podwiesić kable (i przy okazji posprzątać) i nie trzeba go zamykać w klatce na noc. I że wcale nie męczy się w bloku, jeśli nie musi siedzieć w klatce 24/7, bo ma się gdzie wybiegać i wyszaleć.
no a widok królika kopiącego dołki na działce jest bezcenny :)

btw często-gęsto widywałam ogłoszenia internetowe mówiące o tym, że ktoś musi pilnie oddać królika i chętnie zrobi to z całym wyposażeniem. powody są przeróżne, od urodzenia dziecka po pilny wyjazd zagranicę. może to jakiś sposób ograniczenia początkowych kosztów związanych z zakupem klatki, transporterka i całego oprzyrządowania. u mnie były to w zasadzie największe wydatki, ale i tu można zapolować na okazje na allegro czy gumtree (poza wydatkami mojej mamy -- no ale jak się nie ma wnuka, to i nie ma kogo rozpieszczać :D). grubcio przez prawie 3 lata (odpukać) nie chorował, a weterynarz widuje go na szczepienia i obcinanie szponów, co wynosi mnie łącznie, nie wiem, z 7 dych na rok. nosiłam się też z myślą wykastrowania go, ale przeszła mu faza obsikiwania nas, a mojej mamie to chyba nie przeszkadza, może tu byłoby trzeba zainwestować jednorazowo większą kwotę.

edukuj zatem rodziców i powodzenia. mieszkając w bloku i mając do wyboru psa, kota lub królika, bierzcie królika i nawet się nie zastanawiajcie ;)