Heh, to może czas opowiedzieć skąd imię
Koralinkę przejęłam będąc na wyjeździe służbowym, z pomocą kolegów po fachu (wspominani Men in Black
). Całą historię opowiem później, a teraz tylko fragment z imieniem. Otóż namierzywszy kicaka i ustaliwszy z panem, że mi go odda, poprosiłam o przechowanie do następnego dnia (królik luzem w hotelu?
) i zapakowanie na umówioną godzinę do... czegoś. może kartonu, wyścielonego workiem (żeby nic nie przemokło i niemojego auta nie pobrudziło) oraz ręcznikiem/szmatą? pani gospodyni przytaknęła, królika odłowiono, po czym pani wróciła z... mikro-pudełkiem po lodach...
Całe szczęście i kicak był mikrusowaty wtedy (ważyła 80 dag!), więc dwugodzinną podróż w kartoniku z dziurami wentylacyjnymi przeżyła bez większych problemów. Dosłownie półtorej minuty po udanej akcji przejęcia koledzy uznali za stosowne zadać pytanie: "to jak ma na imię?". Zbaraniałam deko, bo nie na takich bzdetach się skupiałam, i - wysiadając w tym samym momencie z auta w celach technicznych - powiedziałam im spontanicznie co myślę o takich pytaniach... a zaraz potem mnie olśniło
i do auta wróciłam uśmiechnięta z gotowym imieniem. Otóż pudełko było po lodach Koral