Dziewczyny, ja rozumiem, że wszystkie chcemy mieś fajne zioła, ale przecież oni nie sprawdzają tego po listku i zawsze na łące może się zdarzyć, że z kępką trawy złapiecie i jakiegoś motyla/ćmię i jakiegoś ślimaka... A oni to chyba jakoś suszą, nie leży sobie na słonku, na powietrzu, żeby "pasażer na gapę" miał szansę nawiać.
Żeby nie było owadów i innych chętnych na zioła, musieliby pryskać, a wtedy nie byłoby sensu kupować.
Co innego mole, pleśń czy robaki żywe już w suszu - to jest niedopuszczalne, ale też może się zdarzyć na każdym etapie - i w hurtowni i w sklepie. Komu się nie zdarzyło nie domknąć czegoś w kuchni i zastać mole?