My z Dżekim często jeździmy PKP do weta. I maluszek nie podróżuje w transporterze z plastiku bo zwyczajnie go nie lubi, woli torbę, tylko taką bardziej gąbczastą niż Twoja.
I to wygląda tak jak z dzieckiem, czyli przed wyjściem z domu najpierw ubieram się ja a uszak w ostatniej chwili zostaje zapakowany w ręcznik, taka babula do torby i ruszamy. Przed wyjściem na dwór zasłaniam pyszczek i zasłaniam otworki wentylacyjne - do autka. W środku odsłaniam pychol i zabraniam włączać ogrzewanie.
W pociągu torba odpięta, uszol bez ręcznika i jest cacy. Jak jest za gorąco to na każdej stacji otwieram na chwilę okno i jednocześnie zasłaniam bąbla, żeby na niego nie wiało. Tuż przed wysiadaniem procedura jak w domu, czyli najpierw ja się ubieram a uszol w ostatniej chwili.
Z własnego doświadczenia wiem, że w czasie podróży apetyt i pragnienie są niewielkie, wręcz zerowe, podtykanie pod nos jedzenia i poidełka nie ma sensu. Przeważa ciekawość nowego otoczenia, zwiedzanie siedzeń, obwąchwanie sąsiadów...