Podlacze sie do tematu.
Dzisiaj jak codzien pracowalam sobie spokojnie w klinice weterynaryjnej. 2 swinki morskie mialam miec dopiero za 2 godziny, a tu nagle telefon.
Dzwoni szwagierka z wyrazniej wystraszonym glosem :"Ela, przyjezdzaj natychmiast, kroliki sie pobily". Niewiele myslac pojechalam do domu i zastalam pokoj w totalnej demolce, dywan zakrwawiony... brak slow, wystaraszylam sie okropnie. W koncu to moje kroliki! Bubu doszczetnie potargal Trusia
krolik byl caly czerwony, z noska kapala mu krew. Wpakowalam winowajce do klatki, a Trusia najpierw przemylam sola fizjologiczna i na rekach w reczniku do samochodu i do pracy. Kolezanki mialy zajecie- ucho rozerwane, lapka wytarmoszona z futerka, pogryzione plecy. Myslalam, ze nie dozyje, lzy mialam w oczach
. Opatrzonego zawiozlam do domu, siedzi teraz taki wytargany w pokoju, smutny jest strasznie. Jutro znou go przywioze, sprawdzimy krew i pogryzione miejsca. Bedziemy kastrowac chlopakow do miesiaca, nie mozemy dluzej czekac. Agresorem okazal sie Bubu, ktory wogole nie ucierpial. Hormony buzuja im strasznie...
Tak sie chyba konczy dzien, Trus na noc spedzi na dywanie w pokoju, a Bubu w klatce. Jutro pomyslimy nad zagrodka. Mielismy kupic po przeniesienu do wiekszego pokoju, ale wazne jest zdrowie zwierzat.
Nikomu nie zycze takiej przygody!