Tak. Moi rodzice się rozwodzą. Teraz gdy mieszkam w domu mogę sobie pozwolić na 2 psy i kota. (do niedawna miałam psów jedenaście, bo urodziło się osiem szczeniaków, potem 3, ale mój kochany husky zginął) Tutaj wypuszczanie nie było problemem bo psy siedziała większość czasu na dworze, czasem nawet całą dobę (z własnej woli) ale w małym mieszkaniu z leonbergerem i foksterierem królik się będzie stresować. Kota nie oddaje bo ma już siedem lat i jest chora, prawie cały czas siedzi w pokoju.
Co do rozwodu ja z siostrą chcemy iść do mamy, a podczas ślubu rodzice podpisali intercyzę małżeńską. Mama chce się tu zameldować, a tata nie pozwala i gdy już się rozwiodą tata będzie mógł wyrzucić mamę z domu. Oczywiście postara się jeszcze "nas" zgarnąć.
Co do klatek miałam kiedyś szczurka (ok. 2 lata temu, może więcej) i zostawiłam sobie klatkę. Dobrze zrobiłam, ponieważ teraz wozimy nią kota do weterynarza. (a para razy było tak, że kot uciekł od weterynarza i cały zestresowany biegał po osiedlu.) Klatka jest duża więc i dla królika i dla szczura się nada. A z tym kupnem to tak za rok, dwa gdy się wszystko ułoży.
Mimo wszystko, dobrze, ze napisala na forum, niektorzy inaczej sie pozbywaja swoich zwierzatek.
Ja nigdy jak na razie nie pozbyłam się żadnego zwierzaka, w ten czy inny sposób. Królika też nie planowałam. W mojej rodzinie chyba tylko ojciec był by zdolny do tak niehumanitarnych metod jak wyrzucenie w lesie czy po prostu zabicie. Ja tylko oddaje w dobre ręce, albo (w dużej ostateczności) usypiam.
Tak moja mama miała ze swoim kotem. Gdy wyszła za mąż (mnie nie było na świecie) chciała wsiąść kota do domu, ale ojciec się nie zgodził. Zaczęła szukać mu domu. Niestety nikt się nie znalazł (kot nie był już taki młody) i nie oddała go do schroniska, wolała go uśpić.
Z moim 3 letnim (pierwszym psem) leonbergerem też tak było, tylko on zachorował na białaczkę i bardzo się męczył. Mama cały czas przy nim siedziała i robiła zastrzyki i dawała (często siłą) tabletki. Weterynarz przyjeżdżał codziennie, lub co drugi dzień i podłączał go do kroplówki. Któregoś dnia mama z twierdziła, że już nic się nie zrobi, a nie ma sensu aby misiu sie męczył (tak miał na imie) i pojechała go uśpić. Niestety zmarł po drodze.
A mnie przy tym wszystkim nie było i nie zdążyłam się z nim pożegnać.!
od tamtego czasu straciłam jeszcze wiele zwierząt i bardzo mnie to boli.
Dlatego oddaje królika nie bo mi się znudził, ale dlatego, że muszę i tak będzie lepiej.