Dziękuję Wam wszystkim za pocieszenie i wsparcie. To naprawdę wiele pomaga
Przy każdym czytaniu chce się nadal płakać od nowa...
Choć żył u mnie tak krótko, myślałam,że jednak ma więcej życia przed sobą.Dobrze teraz, że mimo tak licznych obejrzeń tego wątku i postów, nikt nie zdecydował się go wziąść. Przynajmniej ja się nim nacieszyłam, ile się dało, nie miał stresu związanego z przeprowadzką, itp.
Opowiem
byłam 4 dni pod rząd w pracy. I w tym czasie tak mu się pogorszyło z nóżkami. Nie zauważyłam stopniowego pogorszenia, te 4 dni wcześniej był taki, jak zawsze. Najpierw zaniepokoiło mnie, że jednego dnia nie zjadł zieleninki, ale to było jednorazowe. Dopiero po fakcie skojarzyłam- rzuciłam ją z daleka od niego, widocznie już zaczęło się pogarszać i nie mógł do niej podpełzać... Trzecego dnia mojej pracy, wieczorem, po powrocie zobaczyłam,że leżał w swojej kuwecie-klatce, że ma przednie łąpki wyciągnięte w przód. Akurat kupiłam zapas pieluch, pomyślałam,że to ich wina, że się na nich ślizga, że może trzeba je zmienić. Czwartego dnia pracowałam pół dnia, więc go rano zostawiłam na podłodze na cały ten czas, pierwszy raz. Dalej to z łąpkami, mało chodził Poszedł pod łóżko, czego prawie nigdy nie robił.Rzuciłam zieleninę na podłogę, wystawiłam miski, jak zawsze i wyszłam. Po powrocie, zero kupek na podłodze (bo rano sprzątnęłam, zielnina nie ruszona. Patrzę pod łóżko, Ciapciuś tam nadal siedzi. Dałam mu pod pysk zieleninkę i zjadł. Wyciągnęłam go, dałąm miskęz wodą pod nos, wypił b.dużo. Nęciłąm go owocami, zieleniną, by podszedł, a on tylko wyciągał się w przód. Nie zrobił ani kroku. Tylko wciąz te łąpki wyciągał, nie stał, tylko leżał już całkiem na brzuchu. A ja w płacz, już wiedziałam, co trzeba zrobić. Wtedy tu napisałąm, nikogo nie było na czacie-wrzeszczadle... Drugiego dnia było święto, potem znów moje 3 dni pracy. Kto by mu dał pić pod nos? jeść?
Umówiłam się na wizytę u weta. Zabraliśmy go jeszcze ostatni raz na łąkę, autem. Poleżał Ciapciuś w trawce, powcinał sobie ostatni raz zielsko, świeciło słoneczko
W podróży panikował, wybałuszył oczy
Piasek mówił o lekkich problemach z układem trawiennym z braku ruchu, przykurczu. Można było dać leki na trawienie, ale na łapki już nic. męczył się, co to za życie leżenie w jednym miejscu. Póki pełzał, było w miarę dobrze
Myślałąm,że pożyje chociaż rok z tym paraliżem. Tak się lubiliśmy z Ciapciuseim