No widzisz Jadwiniu - ja pisałam o kastracji.
Ogólnie nie ukrywajmy, że zwierzątka trzymane w domu żyją w całkiem innym świecie niż w naturze. Dlatego królice niewysterylizowane męczą się biduleńki z powodu braku potomstwa. Stąd nie potępiam sterylizacji. Również kastracja jest dla mnie zrozumiała (wystarczy zobaczyć 3 post od góry, w którym wcale nie potępiam uzasadnionych kastracji, gdy zwierzątka są bardzo agresywne itp.)
Jednak boli mnie serce w momencie, gdy czytam, że królik tylko biegał koło nóg i bzyczał i to denerwowało właścicielkę i postanowiła szybko pozbyć się problemu...
Mój Tuptuś też bzyczał, też biegał koło nóg, ale trwało to ok. 2 miesięcy. Największa burza hormonów już mu przeszła. Obecnie już coraz rzadziej "bzyczy", nie jest też agresywny i nie znaczy terenu.
Trudno jest mi się pogodzić z tym, że mam mu robić bezsensowny (moim zdaniem) zabieg żeby był "szczęśliwy" w towarzystwie króliczki.
Ale ja nie mam pewności, że króliki eunuszki albo te, które nie zaznały macierzyństwa są o wiele bardziej szczęśliwe od tych, które nie mają towarzysza, ale "integrują" się z człowiekiem.
Ktoś też napisał, że "króliki nie są dla nas, tylko my dla nich". Nie rozumiem tej wypowiedzi. Gdyby tak było to nikt nie trzymałby królików w niewoli, w mieszkaniach, w klatkach, wykastrowanych, tylko żyłyby sobie wesoło na łące i rozmnażałyby się na potęgę. Myślę, że to jest prawdziwe królicze szczęście, a takiego chyba nikt im nie zapewni mieszkając w bloku...