Hej,
zakładam nowy temat bo już przewałkowałam całe forum i całe czeluście internetu, ale wciąż jestem w kropce. Zdecydowałam też założyć nowy wątek, ponieważ problem jest złożony i sama nie byłam pewna, który odświeżyć…
Przez 8 i pół toku wyciągnęłam z tego forum ogromne pokłady wiedzy i cennych rad, więc mam wielką nadzieję, że teraz i mnie ktoś podniesie na duchu. Pomóżcie proszę, bo już sama nie wiem, co mam zrobić i zaczynam mieć coraz gorsze myśli...
Ocznik jest królikiem mini, waży 1kg, ma obecnie 8,5 roku. Jest królikiem typowo domowym, bezklatkowym od samego początku. Nie używam trocin, ściółek, nic z tych rzeczy - swoje włościa królik ma zrobione z kocyków i ręczników (wszystko prane w bezzapachowych środkach dla dzieci i płukane po 4-5 razy, aby nie zostały w materiałach żadne detergenty).
Dieta to woda, sianko, suszone i świeże zioła, trochę warzyw i owoców, rano i wieczorem dostaje niewielkie ilości granulatu, ponieważ nigdy nie udało mi się go w 100% wyeliminować z diety, jednak stawiam na produkty dobrej jakości. Mieszanek, chrupek, ziaren nie ma, ani nigdy nie było w diecie królisia. Może nie jest to dieta w 100% idealna, ale staram się, jak mogę i póki co - chyba nam to wszystko służyło.
Ale do rzeczy - jakieś półtora roku temu mieliśmy mały problem z ząbkami, które nierówno się ścierały i doprowadziły do lekkiego okaleczenia jamy ustnej i dyskomfortu zwierzaka, ale zabieg przypiłowania przyniósł poprawę. Był to pierwszy, i jak dotychczas jedyny zabieg pod narkozą i w ogóle zabieg bardziej inwazyjny. Sporadycznie zdarzały się lekkie wzdęcia w okresie linienia, ale szybko sobie dawaliśmy z nimi radę, więc ogólnie na jakieś problemy zdrowotne nie mogłam nigdy narzekać i mój futrzak cieszył się dotychczas dobrym zdrowiem i samopoczuciem.
Od czasu zabiegu z zębami niewielki dyskomfort co jakiś czas powracał - królik miał momenty, kiedy trochę kichał i mocniej mielił ząbkami po jedzeniu, sporadycznie miał mokre jedno oczko (brak ropnej wydzieliny, tylko wodnista), ale większe ilości sianka w diecie lub lek przeciwbólowy i przeciwzapalny (Metacam) przez kilka dni poprawiały sytuację. Chodzimy do veta regularnie na obcinanie pazurów, sprawdzanie uszu, oczu, szczepienia itp. Z każdą wizytą mocno trzymam rękę na pulsie, aby nie dopuścić znowu do takiej sytuacji z zębami, że konieczny byłby kolejny zabieg - jestem wręcz przewrażliwiona na tym punkcie, więc nie ignoruję żadnych objawów. Cały czas od wykonania korekty zębów (jesienią miną 2 lata) zgłaszałam wetowi, że występuje to kichanie i dyskomfort przy jedzeniu, swego czasu zaczęłam podejrzewać przerost korzeni, ale każdorazowa wizyta kończyła się stwierdzeniem, że zęby wyglądają pięknie i nie ma z nimi problemu…
Niecałe 2 tygodnie temu kichanie i mielenie ząbkami zaraz po jedzeniu się ponownie nasiliło, ale nie było tragedii - królik jadł, pił, brykał, bobkował i zachowywał się tak, jak zawsze. W ubiegły czwartek mieliśmy umówioną wizytę na obcięcie pazurków, więc postanowiłam ponownie zahaczyć o temat kichania. Wetka pozaglądała we wszystkie dziury, osłuchała i stwierdziła, że to chyba są problemy z układem oddechowym, a nie z zębami, jak dotychczas było uważane. Dała antybiotyk (baytril) i kazała podawać przez kolejnych 10 dni. Niestety, od czwartku zaczęło się wszystko pogarszać:
CZWARTEK - po wizycie u weta podałam antybiotyk z jedzeniem, tak, jak kazano. Niedługo potem na dywanie zastałam rzadką kupę, ale po kilku godzinach bobki wróciły do normy. Królik jadł i zachowywał się, jak dotychczas. Kichanie i mielenie pyszczkiem po jedzeniu jak było, tak było.
PIĄTEK - podałam antybiotyk z jedzeniem, niedługo potem zauważyłam dość sporo rzadkich kup. Po kilku godzinach bobki się pojawiły i wszystko wróciło do normy. Królik je normalne porcje jedzenia, jednak kichanie i mielenie pyszczkiem zaczyna się nieco nasilać.
SOBOTA - antybiotyk podany z jedzeniem wieczorem, ale królik zaczyna wybrzydzać i nie zjada wszystkiego (rano zjadł wszystko). Próbuję go zachęcić przysmakami, które uwielbia dodając banana, ale z marnym skutkiem. Nasila się kichanie i mielenie pyszczkiem zaraz po jedzeniu. Ponownie występują rzadkie kupy. Królik zjada część ceko, a część zostaje na dywanie. Zaczyna lizać różne rzeczy w domu, których dotychczas nie lizał. Poza tym zachowuje się, bryka i reaguje normalnie.
NIEDZIELA - od rana męczy go silne kichanie i mielenie pyszczkiem przy każdej próbie jedzenia. Opisałabym to jako połączenie kichania i niemożliwości przełknięcia, jakby mu coś 'stało' w gardle. Jednak widać, że ma apetyt i jest głodny, bo przybiega do jedzenia, próbuje jeść, wącha, reaguje na stukanie miski, ale tak jakby nie był w stanie zjeść lub sprawia mu to taki dyskomfort, że królik nie chce jeść. Bobki są coraz mniejsze. Królik nadal liże różne dziwne rzeczy w domu (doniczki, ściany, swój domek, drewno). Nie byłam w stanie podać mu antybiotyku. Próbuję zachęcić go do jedzenia na wszystkie możliwe sposoby - rozdrabniam pokarm, tarkuję, kroję drobniutko, rozmaczam granulat, podaję strzykawką - wszystko bez efektów. Królik nie chce jeść. Raz na jakiś czas robi jednak próby i widzę, że podchodzi do miski bierze gryza czy maksymalnie dwa, ale dostaje takich ataków kichania połączonego z niemożliwością połknięcia jedzenia, że aż mi go żal i nie mogę patrzeć jak się męczy. Próbowałam na siłę strzykawką podawać recovery food i rozmoczony granulat, ale pyszczek zaciśnięty do granic możliwości, a poza tym dla mnie to jest obecnie nie lada wyzwanie, aby go łapać i się wyginać na podłodze, ponieważ jestem 2 tygodnie przed porodem
PONIEDZIAŁEK - zero poprawy z próbami jedzenia, zero bobków normalnych, próby bezskutecznego nakarmienia, więc poszłam z nim do weta. Tam dostał recovery food przez strzykawkę oraz 2 zastrzyki przeciwbólowe w tym jeden z leków był na bazie morfiny: Rheumocam oraz Buprelieve. Wet powiedział, że ma nadzieję, iż silne zastrzyki uśmierzające ból zachęcą go do jedzenia i coś się ruszy, jak nie to kazali wrócić…
WTOREK - brak jakiejkolwiek poprawy, bobków ani śladu, w brzuszku słychać bulgotanie, ale królik reaguje i wydaje się być w miarę pogodny. Spakowałam go szybko do transporterka i od otwarcia byłam już u weta. Wet obejrzał go, powiedział, że zebrały się lekkie gazy, ale nie jest najgorzej. Kazał zostawić królika w lecznicy na obserwacji - powiedzieli mi, że dostaje zastrzyki przeciwbólowe oraz na pobudzenie pracy jelit, jest na siłę karmiony strzykawką co godzinę lub dwie. W poniedziałek wieczorem dostaliśmy telefon, że nie ma póki co poprawy, królik nie wykazuje większych chęci do samodzielnego jedzenia, nie pojawił się tez ani jeden bobek, jest tak jak było rano i że ze względu na leki podawane w zastrzykach i regularne pory karmienia królik musi zostać na noc w lecznicy. Zawiozłam mu jego rzeczy, ulubione suszki i świeży koper (uwielbia i to poza bananem jedyne jedzenie, które mimo bólu próbował jeść) aby czuł się chociaż trochę przyjemniej… Wyglądał całkiem dobrze, i się nieco ożywił, jak nas zobaczył, więc nie powiedziałabym, że jest on w stanie krytycznym.
Czekam właśnie na telefon z lecznicy, aby dowiedzieć się, czy coś się poprawiło czy nie, a po 15:00 skierowali nas do innego miasta na wizytę u weta specjalizującego się w egzotycznych zwierzętach o poradę czy usuwać zęby czy nie lub co z nim zrobić. Chociaż nasz wet zaznaczył, że w tym momencie zabieg pod narkozą jest bardzo ryzykowny i oni woleli by się nie podejmować, jeżeli są jakieś alternatywne metody leczenia zwierzaka. Zasugerowali też, że brak poprawy będzie nas raczej stawał przed najgorszą możliwą decyzją…
Bardzo proszę doświadczone osoby o radę i sugestie. Może ktoś był w podobnej sytuacji? Jest mi tak przykro, że doszło do momentu, w jakim moje futerkowe serce się teraz znajduje, tak bardzo chciałabym pomóc mojemu uszakowi i zabrać te wszystkie bolączki na siebie, ale z drugiej strony mam też żal do weta za notoryczne błędne diagnozy i olewanie problemu, który regularnie zgłaszałam co kilka miesięcy na każdorazowej wizycie podcięcia pazurków.
Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale mam bardzo mieszane uczucia i po omówieniu z wetem różnych możliwych opcji (a jest ich niewiele), boję się i mam ciągle w głowie to, że brak poprawy postawi mnie w najgorszej sytuacji, która w moim obecnym stanie jest chyba najgorszą z możliwych…
Pomóżcie proszę, bo już wychodzę z siebie