Dzień dobry,
jest to mój pierwszy post. Nie mogę sobie poradzić z tym, że mój królik odszedł...Miał około 3 miesięcy, był kilka dni w innym domu przez święta a 4 dni temu przyjechał ze mną do Warszawy. Dzień przed tym co się wydarzyło był lekko osowiały jednak nie zwróciłem na to aż takiej uwagi, bobki robił normalnie,pił i jadł też jak zawsze.. nagle następnego dnia obudziło mnie stukanie w klatce, króliczek leżał na boku i machał łapkami, nie mógł wstać, głowa sama mu opadała i prężył się do tyłu , oczy też tak jakby mu wychodziły, widok po prostu straszny, wziąłem go na ręce i jakby się uspokoił, jednak znów dostał takiego ataku, zanim dojechaliśmy do weterynarza niestety już nie żył, miał również tak jakby sparaliżowaną lewą stronę, chociaż w tym ataku ruszał normalnie łapkami. Jest mi strasznie przykro bo bardzo się z nim zżyłem, był naprawdę kochany...wiem ,że po części to moja wina jednak nie mam pojęcia co mogło się stać, że w ciągu kilku godzin coś takiego się wydarzyło... podałem mu pierwszy raz sałatę pekińską sugerując się tym co mówił pani w sklepie(teraz już wiem, że kupno królika w zoologicznym, ani podanie sałaty to nie był dobry pomysł), jednak pomimo tego sprawdzałem i niby króliki nawet codziennie mogą ją jeść, tylko, że mogą mieć wzdęcia, ale kupę jakieś 5 godzin wcześniej robił a sałatę dostał z samego rana czyli jakieś kilkanaście godzin wcześniej, więc wydaje się, że to nie to, tym bardziej, że to trwało tak szybko... możliwe, że to jakaś choroba? Czy jednak to jedzenie? A może coś innego? Wiem, że ciężko to określić, ale ktoś może miał podobny przypadek?
Z góry dziękuję za odpowiedź.