Właśnie dziś zawieźliśmy Maćka do Oazy. Po południu wyczuliśmy dużą "kulę" na lewym barku. Podejrzewaliśmy stłuczenie / wybicie stawu lub ugryzienie i stan zapalny. Sierść w okolicy miał wilgotną. Maciek zachowywał się jakby nic mu nie przeszkadzało. Wczoraj w nocy gonił z Bellą po pokoju. Trafiliśmy na dr Lewandowską. Maciek został na diagnozę. Wróciliśmy po 2 h. Pani doktor powiedziała , że ma pod skórą stan wywołujący powstawanie "baniek " z płynem /wodą. I że to może być wirusowe. Po ogoleniu sierści ukazał się placek białej skóry, jakby "papkowatej". Doktor otworzyła to miejsce, usuwając ten placek i pod spodem ukazały się te "bańki". Wyczyściła ranę, zszyła i założyła sączek. Dostał jakiś silny antybiotyk. W związku z tym, że nie bardzo mamy miejsce na odizolowanie obu uszatych , oraz problemem z dowiezieniem Maćka codziennie na zabiegi ( zapełniony grafik po południu w lecznicy ), Maciek został w Oazie. Prognozy są takie, że jeśli będzie się dobrze goiło i nie pogłębiało, to w piątek powinniśmy Maćka odebrać. Jeśli będzie źle, to trzeba będzie chirurgicznie usunąć kawałek ciała z marginesem.
Jakby mało było problemów z zapaleniem pęcherza.
Mam pytanie do Was: czy ktoś się spotkał z takim przypadkiem, jak opisałem powyżej? Bo pierwszy raz słyszałem o wirusie, który by w ten sposób działał. Ale nie mam dużego doświadczenia z królikami, miałem wcześniej tylko jednego i u niego były zęby, nerki, wątroba ( te ostatnie dopiero w 7 - 8 roku życia, zęby od 6 roku ).
Nie , żebym negował lub podważał w jakimś sensie diagnozę dr Lewandowskiej, po prostu , jeśli ktoś "doświadczył" takiej sytuacji ze swoim podopiecznym, to jakie były perspektywy / działania / prognozy.