18 maja 2014 r. w podwarszawskiej miejscowości pani znalazła królika.
Było po 23, ciemno, królik siedział w połamanej klatce w śmietnikowej altanie. Klatka zardzewiała, zbita od środka blachą oraz zielone od glonów poidło z rureczką także zjedzoną przez rdzę.
Pani poszła do weterynarza, a w poniedziałek rano napisała prośbę o pomoc – nie wie, co robić, a zwierzę jest chore i chyba nie ma zębów. Po południu zawiozła królika do lecznicy Ogonek, a o 20 królik był już w drodze do Krakowa.
O północy dotarł do celu. Otrzymał imię Baten.
20 maja - diagnostyka.
Stan zębów – tragedia. Korzenie poprzerastane, zęby połamane, przetoka od siekacza pod językiem, ropa leje się do paszczy i na zewnątrz. Górne siekacze – podobny dramat. Niektórych zębów nie ma, inne połamane, wszystko przebudowane. Z prawego oka się leje, najpewniej przez przerośnięte korzenie.
Co robić? Co będzie lepsze? Co słuszniejsze?
22 maja – decyzja.
Spróbujemy. Do środy Baten będzie dostawał antybiotyk, na środę zaplanowane badania krwi. Jeśli wyjdą dobrze, we środę będzie operowany. Może się nie uda. Może okaże się, że jest gorzej niż myślimy. A może nie. Jeśli badania wyjdą złe, nie wiem, co zrobić.
Tak mi szkoda królika. Taki zaniedbany i w końcu potraktowany jak śmieć