Wiecie co, też jestem poruszona stanem królika, ale lincz przez internet to niekoniecznie najlepsze rozwiązanie. choć to trudne, czasem nawet bardzo, nieraz lepiej postawić na spokojną edukację takich ludzi, niż na zaginanie ich paragrafami. w ten sposób jest szansa, że polepszy się los i tego konkretnego zwierza i kolejnych, jakie mogą do nich trafić. a stawiając sprawę na ostrzu noża mamy stuprocentową gwarancję tylko na to, że kontakt ze stowarzyszeniem będzie spalony i nie trafi się do nich później. a przecież później, nawet jeśli poniosą karę w majestacie prawa, to nikt im nie zabroni posiadania kolejnych zwierząt (niestety). i co wtedy? uważam, że ściganie z ustawy jest słuszne jeśli wiemy na pewno, że mamy do czynienia z bezdusznym, niereformowalnym cynikiem. tutaj nie ma takiej pewności.
niewykluczone, że w klinice działają zgodnie z tym właśnie duchem, patrząc na to, co napisała bośniak: "doktor prosił, aby rozważyli uporządkowanie paszczowe, bo zdjęcia (i cały królik) nie wyglądają ciekawie. (...) Właściciele zabrali więc króliczka i zaopatrzeni w leki wrócili do domu, by tam w spokoju rozważyć, co dalej robić." Czyli dostali leki - a to już dobrze, dostali wiedzę od doktora - jeszcze lepiej. na plus przemawia też to, że zgłosili się po królika, musieli przecież postarać się, żeby się zorientować gdzie jest. gdyby bali się oskarżeń, to po prostu by się do niego nie przyznali i już. trzymajmy więc kciuki za to, żeby dali się uświadomić.