Dziś odebrałam od pewnej młodej pary baraninkę bez imienia. Podobno zabrali ją ze złych warunków, ale "królik jest bardzo nie wychowany" i już jej nie chcieli.
Nie koniecznie ze złej woli, ale popełniali sporo błędów w opiece, a mała teraz cierpi. Nie dostawała sianka, a tylko mieszankę i marchew - biedna, wyciska z siebie ledwo ceko, a brzuś wzdęty. Siedziała na zasikanym żwirku... Ale w setce - chociaż coś.
Sara, bo tak ją nazwałam, strasznie boi się ludzi. Tak przeraźliwie piszczała, gdy próbowałam ja dotknąć, że się bałam, co z tego królika będzie. Ale ona szybko załapała, że moja ręka nie robi krzywdy i jak poczuła delikatne mizianie po pyszczku, nawet zaczęła mrużyć oczka i się uspokoiła. Tak więc musi sprawdzić, co to za ręka chce ją dotykać.
Waży 2,15 kg i nie jest otyła, choć tak jakoś śmiesznie misiowata.
Po zrobieniu zaległej (zaniedbywanej) toalety położyłam ją na kocyku na łóżku. Poszłam na chwilę do kuchni i po powrocie zastałam rozpłaszczonego na łóżku królika - nawet dziadek się uśmiał, że kolejny zwierz mu łóżko zajął. Sara z wielkim entuzjazmem zwiedzała kuchnię, a przy wsadzaniu do klatki piszczy i się wyrywa
Ale nie jest agresywna i potrafi się ładnie wtulać, gdy się ja delikatnie czesze.
Ta słodka, młoda (7 - mio miesięczna) baraninka czeka na swojego kochającego i delikatnego człowieka, który nie będzie oczekiwał, że królik nie będzie królikiem.