Ja sceptycznie podchodzę do tych "karm ratunkowych", bo dla mnie to jak podawanie ludziom takich substytutów posiłków (mój dziadek po operacji serca tak opadł z sił i stracił apetyt, że to mu wmuszaliśmy - ale na dłużej jak 2-3 dni to wg mnie szkodliwe jest). Moje uszy "ratowałam" mieszanką: soku z marchwi (tzw. sok jednodniowy, surowy, bez cukru, nie przetworzony) lub tartej marchwi, kopru, glutów z siemienia, suszonych ziół (babka, krwawnik, mlecz), herbatki z rumianku.
Papka się sprawdziła. Dodam, że nie chodziło o podtuczanie czy spadek wagi, a przywrócenie pracy jelit i dokarmianie w stanie apatii i braku apetytu.
Chyba nie dałabym królikowi już płatków owsianych, bo są kaloryczne, a w przeciwieństwie do marchwi nie zawierają włókna (marchew ma specyficzne, bardzo wartościowe włókno). Z granulatem też mam wątpliwość, bo to obciążenie dla jelitek, a jak "zdechlak" się nie rusza i nic nie je, to może być kiepsko z pracą i wydaleniem.
Co do mieszanki traw, to ja nawet mam granulat z samej trawy z ziołami - taki dla koni (Marschal coś tam) - króliki go nie bardzo chcą jeść, ale kilkutygodniowe maluchy to właśnie od obgryzania tego granulatu zaczynały.
Fajny pomysł, ale w zasadzie to karma dla chorego króla nie powinna być drastycznie różna od jego jedzenia na co dzień - ludzie różnie karmią, króle mają swoje upodobania (koper, bazylia, mlecz). Czy to warto ujednolicać? Owszem, są osoby, które koniecznie muszą mieć kupioną karmę, nie same przygotują, ale one Twojego pomysłu też pewnie nie zastosują (bo nie z pudełka, nie firmowy, etc.).