U mnie pomogła przeprowadzka. A i tak zaprzyjaźnianie trwało 3 doby - coraz rzadsze walki, na które z płaczem musiałam patrzeć, ale nie chciałam ich rozdzielać i zaczynać od nowa
byłam przerażona ale i bardzo zdeterminowana. I po tym traumatycznym zaprzyjaźnianiu sielanka trwała ok 1,5 roku, po czym znów zaczęły się walki na śmierć i życie...
To "nie rozdzielać" w moim rozumieniu tyczy się zajęcy, które mają ze sobą bezpośredni kontakt, które mogą ustalać hierarchię... przez kraty nie ma raczej takiej możliwości. W sumie trudno się dziwić reakcji Mierzwiakowej... samiczki są terytorialne i denerwują je nieproszeni goście - pewnie w jakiś sposób królewna czuje się zagrożona przez obecność na jej terytorium plejady obcych królików...wydaje mi się, że naprawdę jeśli chodzi o charaktery uszatych, masz podobną konfigurację jak ja
co nie znaczy, że u Was zaprzyjaźnianie przebiegnie według tego samego scenariusza
Ja to widzę tak: rozdzielić panny do osobnych pomieszczeń i za tydzień - dwa (skoro Mierzwa ma krótką pamięc, to może krócej) zacząć zaprzyjaźnianie od nowa, na zupełnie neutralnym gruncie. I tu albo poprosić zaprzyjaźnioną zakróliczoną osobę o przyjęcie diabołów do siebie i zaprzyjaźnienie, albo wyjazd z zającami na weekend w miejsce, gdzie żadna kosmata zajęcza stópka jeszcze nie stanęła
I po wypuszczeniu ich razem trza zacisnąć zęby i pozwolić działać naturze
oczywiście pilnując, by nie doszło do rozlewu krwi... Nie rozdzielać, obserwować mowę ciała, czy widać jakikolwiek postęp, czy agresywne zachowania występują rzadziej...czasem jest to zauważalne po kilku, czasem po kilkudziesięciu godzinach.
No i jest jeszcze szkoła zaprzyjaźniania stopniowego, bazującego na budowaniu pozytywnych skojarzeń, a więc nie dopuszczająca walk, ale ja nie próbowałam...
tu artykuł ze strony HRS :
http://www.rabbit.org/journal/4-4/tough-bonding.htmlPowodzenia Kochana, trzymam kciuki