Huh, zastrzyki, dałam królikowi w życiu 6 i mam nadzieję, że nie będę musiała już nigdy więcej. Czułyśmy napięcie już z godzinę przed czasem podania, a potem stres schodził ze mnie kolejną godzinę po
Faktycznie, podstawą u nas była podłoga (u Gracji zdejmowałyśmy górę klatki, bo nie mogła zbytnio wyłazić), oczywiście osoba do asysty, jedna ręka stanowczo na łepku przyciśniętym do podłogi, druga na grzbiecie. A gdzie dajecie zastrzyki? Bo w Warszawie mi powiedziano, żeby dawać w skórkę na grzbiecie, a w Łodzi, że tam między łopatkami może się zrobić ropień i kolejne dawałam już w skórkę na boku, w okolicy przedniej łapki. Grunt we wszystkim to stanowczość, brak takiego "pieszczenia" się, siadamy, przyciskamy zająca (Gracja już dobrze wiedziała co się święci, jak siadałyśmy przy niej), znajdujemy skórkę, wbijamy igłę (jak nie chciała się wbić, to przechodziłyśmy sekundy grozy), szybko wtłaczamy płyn (na początku robiłyśmy to bardzo delikatnie, ale wtedy Gracja miała sporo czasu, by się wiercić, wet zrobił to raz a dobrze, i po krzyku). A potem już tylko całowanie Myszki po całym futerku i przepraszanie, że jej to muszę robić
Zresztą, na pewno to wiecie, chciałam po prostu przekazać, że rozumiem co przechodzicie i trzymam kciuki!