Hmmm myślę, że króliki nie muszą mieć klatki, ale bez wątpienia powinny mieć swoją "norkę" czyli ich osobiste, odludne miejsce, gdzie ludzki wzrok nie sięga.
Jeśli będą ciągle żyły na wolnej przestrzeni, bez miejsca do ukrycia się, to wydaje mi się, że królik po pewnym czasie może się zrobić wewnętrznie znerwicowany (podkreślam: wydaje mi się)
W każdym razie wyobrażam sobie siebie, że mieszkam w mieszkaniu bez ścian, gdzie każdy sąsiad może sobie przyjść albo mnie obserwować przez 24 h/ dobę.
My ludzie też chcemy mieć swój osobisty pokój, a przynajmniej kołdrę, którą się przykryjemy żeby poczuć się bezpieczniej.
Królik mojej koleżanki nie miał swojej "norki", tylko odkrytą klatkę. W efekcie w klatce jadł i sikał, ale za to długie godziny spędzał ukryty za meblami.
Ja osobiście z klatki bym nie zrezygnowała - klatka to dla mnie wygoda. Teraz nie zamykam Tuptusia, jest wolny przez 24 h/dobę. Ale może się zdarzyć, że zajdą okoliczności w których trzeba będzie go zamknąć w klatce na parę godzin.
Dodatkowo zauważyłam, że Tuptuś autentycznie traktuje swoją klatkę jak swój teren. Ma przy wejściu mały dywanik i siedzi na nim niekiedy godzinami "pilnując" wejścia
Nie wiem czy jeśli królik nie będzie miał swojej klatki, to czy nie będzie później znaczył swojego terenu, czyli sikał po ścianach?
Mój nigdy po ścianach nie sikał, ale też ma klatkę w której robi siusiu i ma swoje jedzonko.
Ja więc mimo wszystko polecam i klatkę i "norkę" równocześnie. Jeśli królik ma być wolny przez 24 godz, to klatka wcale nie musi być duża.
A w tym wątku jest zdjęcie "norki" Tuptusia:
http://forum.kroliki.net/index.php?topic=1192.0