umarł w nocy, dzień przed wizytą u weta...
pocieszam się tym, że może omineła go jakaś operacja, zastrzyki i inne bolesne zabiegi, z drugiej strony mam wyrzuty sumienia, że za późno zareagowaliśmy...
kilka dni przed umarciem królisia, rozmawiałam z moją rodziną, wszyscy do niego zaglądali, dokarmiali, dawali witaminki, głaskali, nawet biegał i skakał podobno, myśleliśmy, że jest lepiej, oczko mniej łzawiło, był weselszy podobno...
bez niego nie będzie tak samo... :beksa: